2012/11/23

Dziewiąty


10 listopad 1801 rok

Pamiętam łzy spływające po twojej twarzy,
 Gdy powiedziałem: "Nigdy nie pozwolę ci odejść"

Louis nie zabrał z Londynu namalowanego przez Zayna obrazu. Poprosił go, aby schował pamiątkę gdzieś, gdzie nikt, nigdy nie będzie w stanie jej znaleźć, prócz samego autora. Nie wiedział, czy kiedykolwiek wróci z Harrym do Wielkiej Brytanii, ale nie chciał ryzykować, zabierając ze sobą malowidło. 
Louis z małej wioski wyjechał nad ranem dziesiątego listopada tysiąc osiemset pierwszego roku, kiedy nawet nie zaczęło jeszcze świtać. Zostawił Harry`ego samego, twierdził, że w takim miejscu jak zajazd, będzie bezpieczny, że nikt go nie znajdzie, bo przecież prócz niego i Loczka, nikt nie wiedział, gdzie się ukrywali, gdzie w przewadze spędzali wolne chwile, napawając się swoją obecnością. 
Tomlinson musiał załatwić kilka spraw, musiał też zabrać jakiekolwiek pieniądze, pozwalające przeczyć im we Francji. Pomogła mu Rosalie, która była jedną, z nielicznych osób, którym mógł ufać. Pozostawał jeszcze Cedric, oraz jak mu się wydawało - Adam, którego tamtego dnia w dworku nie zobaczył. Kiedy zapytał Rosalie, gdzie udał się jej brat, ta wzruszyła ramionami i stwierdziła, że nic nie mówił, podobno dostał jakieś zlecenie od ojca Louisa, które musiał natychmiast wypełnić, jednak o co chodziło, nie wiedziała.
W południe zawitał jeszcze u Cedrica, z którym spędził kilka godzin, wiedział, że zostawia przyjaciela na zawsze, było mu ciężko, ale Harry zawsze był na pierwszym miejscu, dla niego mógł zapomnieć o wszystkich. 
Razem z Cedricem spędzili naprawdę ciekawe chwile, które musiały mu wystarczyć. Może nie był z tym chłopakiem tak blisko jak z Rosalie, ale mimo wszystko pożegnanie było jednym z najtrudniejszych w jego życiu. 
Przytulił również swoją przyjaciółkę, która zdążyła przybiec w ostatniej chwili. Życzyła mu wszystkiego najlepszego i prosiła, aby zachował ostrożność. 
Doskonale wiedział z czego rezygnuje, ale wiedział też, dla kogo to robi. Harry był zdecydowanie najważniejszy. Do zajazdu postanowił wrócić pod wieczór, jednak jego droga stała się jeszcze dłuższa i trudniejsza, ze względu na pogodę. Wszystko zbuntowało się przeciwko Louisowi. Z nieba padały duże krople deszczu, które śmiało mógł porównać wielkością do ziaren grochu, zerwał się mocny, porywisty oraz zimny wiatr, a gdyby było tego mało, pojawiła się mgła. To był zdecydowanie jeden, z najgorszych wieczorów w jego życiu. 

Gdy te wszystkie cienie niemalże zgasiły twoje światło
Pamiętam, jak powiedziałeś: "Nie zostawiaj mnie tu samego"

Harry został w zajeździe sam, w pokoju numer dwadzieścia cztery, który był strasznie smutny bez Louisa. Chłopak nie próbował zatrzymać swojej miłości, kiedy ta wychodziła, by załatwić ostatnie sprawy w Londynie, wiedział, że Tomlinson wróci, a wtedy jedenastego listopada będą mogli wyruszyć w dalszą drogę, na jeden z pobliskich portów, aby w końcu móc wypłynąć do Francji. 
Sam nie wiedział co ma ze sobą robić przez cały dzień, który niesamowicie mu się dłużył. Wstał przed ósmą, nie był fanem długiego spania. Do popołudnia czytał książkę, którą miał zamiar skończyć, co w końcu mu się udało. Później natomiast zszedł na dół i przeprowadził krótką pogawędkę z właścicielką zajazdu - Claire. 
Pod wieczór, kiedy był niemalże pewien, że zaraz winien zjawić się Louis, przemknął pomiędzy korytarzami i wszedł do ich wspólnego pokoju. Uśmiechnął się jakby do siebie, kiedy zaczął wspominać wszystkie najpiękniejsze chwile związane z chłopakiem. Tak bardzo go kochał. 
Kiedy wybiła północ, a świeczka stojąca obok łóżka powoli gasła, zaczął się martwić o Tomlinsona. Przez jego głowę zaczęły przechodzić najgorsze, najokrutniejsze scenariusze, że na samą myśl, przez ciało Stylesa przechodziły nieprzyjemne dreszcze. 
Ale kiedy w końcu usłyszał ciężkie kroki na korytarzu, dochodzące zza dość masywnych drzwi, a później charakterystyczny dźwięk naciskanej klamki i ciche skrzypnięcie, w jego mocno-zielonych oczach pojawiły się mało widoczne iskierki szczęścia, a na usta wkradł się wielkich rozmiarów uśmiech. Tak bardzo pragnął go w końcu zobaczyć. 

Wszystko płonie
Wojna szaleje pod naszymi drzwiami

Kiedy w końcu Louisowi udało się dotrzeć do zajazdu, było już dawno po północy. Wprowadził King`a do boksu, który znajdował się za budynkiem, po czym wszedł do dużego, ciemnego holu, przez równie wielkie drzwi. Co zdziwiło go najbardziej - w środku nie było nikogo. Jednak po chwili stwierdził, że to pewnie chwilowe, a jakiś pracownik zejdzie za kilka minut. 
Nie zważając na brak jakiejkolwiek żywej istoty w pomieszczeniu ruszył na przód, po czym skręcił w jeden z licznych korytarzy. Ten, który on wybrał, był dosyć ciemny. Prawie co druga świeczka była wytopiona, lub po prostu zgaszona, tylko kilka jeszcze dawało światło, dzięki któremu widział, gdzie idzie. 
Kiedy stanął przed drzwiami do pokoju numer dwadzieścia cztery, za którymi miał czekać Harry, uśmiechnął się szeroko. Był przygotowany, że zobaczy Loczka, zawiniętego w białą, jedwabistą pościel. Louis kochał patrzyć, jak ten śpi, jak jego ciało staje się takie wątłe, że z łatwością można wziąć je w ramiona. 
Ale gdy otworzył drzwi, przywitała go ciemność. Westchnął cicho, po czym zabrał z korytarza jedną ze świeczek i powoli oraz ostrożnie wszedł do środka, starając się nie potknąć po drodze. 
Mimo, że jego wzroku już dawno zdążył przywyknąć do ciemności, nie potrafił wyłapać wielu rzeczy, nie mógł wszystkiego zobaczyć. 
- Harry? - odezwał się cicho, zapewne myśląc, że Loczek wybudzi się ze snu i przywita go ciepłym uściskiem. Jednak odpowiedziała mu głucha cisza. Słyszał jedynie swój miarowy oddech.
Przesunął dłonią, w której trzymał świeczkę w bok, aby oświetliła mu łóżko. I w końcu zobaczył go, ale nie wyglądał tak jak zawsze. Jego skóra była bladsza niż zwykle, ale blask świeczki dodawał jej lekko pomarańczowego połysku. Szmaragdowe oczy, które były szeroko otwarte, jakby nadal na kogoś patrzyły, już nie były ani trochę wesołe. Malinowe, pełne usta były lekko uchylone,wciąż kusiły, ale nie mogły ułożyć się w słowa "Kocham Cię". Długie rzęsy, rzucały cienie na trupio-blade policzki chłopaka, a zakręcone włosy zgrabnie oplatały jego niegdyś tak uroczą twarz, która teraz wyrażała tylko strach i rozpacz. 
Porcelanową, kruchą cerę chłopaka zdobiła zaschnięta stróżka krwi, która płynęła z kącika jego ust, poprzez brodę, długą szyję, którą Louis tak kochał całować, a kończyła swoją drogę na odsłoniętym obojczyku.
Bezwładne ręce Loczka były luźno położone, wzdłuż jego brzucha, na którym znajdowało się najwięcej szkarłatnej krwi. 
Louis czuł, jak w jego gardle rośnie wielka gula, a oczy zaczynają nieprzyjemnie piec. Zrozumiał, że Harry nie śpi, że nie wstanie, nie przytuli się do niego i nie powie mu, jak bardzo za nim tęsknił, bo Harry już nie istniał, jego dusza dawno uleciała z jego ciała. 

Lecz to wszystko już umarło i odeszło i przeminęło dzisiejszej nocy

3 grudzień 2012 rok.
Harry został. Rozmowa z Wendy wiele mu dała, nie chciał w takiej chwili opuszczać Louisa, osobę, którą darzył wielkim uczuciem. Pragnął zawsze być z nim, towarzyszyć mu, po prostu go kochać, a ta głupia ucieczka, byłaby tylko wielkim błędem, prawdopodobnie największym, jaki zrobiłby w życiu.
Wrócił do pokoju nim Louis zdążył się wybudzić ze snu, po czym położył walizkę w to samo miejsce, w którym leżała wcześniej. Później zostawił chłopaka samego w pokoju i udał się do Ashley i Kimberly, które jak się okazało, również od dawna nie spały. Ash, z powodu wielkiego kaca, a Kim zwyczajnie się nudziło. 

Louis obudził się dopiero około dwunastej. Co zdziwiło go najbardziej, nie męczył go wielki ból głowy, a  było to rzeczą niebywałą. 
Rozejrzał się po pokoju. Nie było nigdzie Harry`ego, ale stwierdził, że musiał udać się do Ashley oraz Kimberly. Chwilę potem dostrzegł pewien przedmiot leżący na szafce nocnej. Była nim niewielka latarka, którą dzień wcześniej zostawił w dworku. Tak przynajmniej uważał. Zdziwiony, usiadł i wziął ją do ręki, a następnie obrócił w palcach. Od razu przypomniał sobie o liście, który znalazł ubiegłego dnia. Nie zwracając uwagi na to, że jego jedynym odzieniem były czarne bokserki, udał się w stronę płaszcza i sięgnął do głębokiej kieszeni, w której natrafił dłonią o delikatną fakturę kartki. Wyciągnął ją, po czym z powrotem usiadł na łóżku i rozłożył pożółkły już papier.


15 listopad 1801 rok
Rosalie

     Myślałem, że to już koniec walki, że w końcu będziemy z Harrym szczęśliwi, że uciekniemy do Francji, z dala od naszych rodzin, przykrych wspomnień, że pozostawimy przeszłość daleko za sobą i zaczniemy nowe, lepsze życie. Przed nami było wiele do odkrycia, wiele dni, które spędzilibyśmy w Paryżu, rozkoszując się swoim towarzystwem. Do tej pory nie mogę powstrzymać uśmiechu, kiedy przywołuję sobie obraz mój i Harry`ego, siedzących na ławce w słoneczny dzień, szczęśliwych, zakochanych w sobie bez pamięci, ale wszystkie te wizje stały się marzeniami, które uleciały razem ze śmiercią Harry`ego. Czuję jak słabnę, bez niego jestem nikim. 
     To ja zawiniłem, zaufałem niewłaściwym osobom. Mojemu ojcu, matce, których nie chcę już znać, Adamowi. Nie chcę, by między wami zepsuło się, wiem że macie tylko siebie, dlatego nie chcę zemsty, nie obwiniaj go. Jedyną osobą, która jest winna śmierci Harry`ego, jestem ja. Nie potrafię sobie tego wybaczyć, jestem potworem. 
Mój plan od samego początku spisany był na straty. Nie powinienem tak bardzo narażać Harry`ego. Myślę, że teraz lepiej byłoby, gdybyśmy nadal byli osobno. On by żył, miałby żonę, bo właściwie uciekł na kilka dni przed ślubem. Elizabeth była dla niego idealną kandydatką, udałoby się jej zastąpić mu mnie. Byłby szczęśliwy. 
Teraz jest daleko, nie czuje jego bliskości, ale nadal kocham. Wciąż nie potrafię pogodzić się z jego odejściem. Pięć dni, tyle byłem w stanie wytrzymać, więcej nie potrafię, choć zapewne będę musiał zaczekać jeszcze kilkaset, a może kilka tysięcy lat?
Znajduję się niedaleko od Londynu, w zajeździe, w pokoju numer dwadzieścia cztery, w którym odszedł Harry. Siedząc na tym łóżku, na którym tak niedawno tuliłem jego ciało do siebie, wciąż widzę ten sam obraz; jego uśpione oczy, blade policzki, rozchylone usta. Wyglądał niczym lalka. Krucha, bezbronna, zbudowana z porcelany. Każdy dotyk mógł być jego ostatnim, podobnie jak spojrzenie, uśmiech. Tak strasznie mi go brak. 
Została mi po nim jedynie jedna pamiątka. Obraz, namalowany kilkanaście dni temu. Został dobrze ukryty. Wrócę po niego wtedy, kiedy będę szukał Harry`ego i jestem pewien że uda mi się. 
Nie obchodzi mnie to, ile będę musiał rozpętać wojen, aby go odzyskać, ani ile lat minie. Liczy się tylko on, liczy się to, że był, jest i będzie moją jedyną, niepowtarzalną miłością. 
     To nie koniec, ta miłość jest niezniszczalna, a ja się nie poddam i w końcu odnajdę sens mojego życia. 

Louis Tomlinson

I Louis nagle zrozumiał, wszystkie wspomnienia wróciły, to nie były urywki snów, lecz całe jego życie. Uśmiechnął się lekko, prawie niewidocznie do siebie. Udało mu się. Ta miłość przetrwała, a on w końcu odnalazł Harry`ego. 

Po prostu zamknij oczy
Nic ci nie będzie
Przyjdź, poranne światło
Ty i ja będziemy cali i zdrowi

~***~
Czuję się co najmniej dziwnie, bo został tylko epilog. Myślałam, że skończę nie co później, teraz będzie mi brak Larry`ego, choc i tak będzie pojawiał się w sezonie drugim :D Za niedługo wstawię nowy szablon, a epilog najprawdopodobniej dodam jutro lub w niedzielę. xx

5 komentarzy:

  1. Wspaniały rozdział i świetnie dobrana piosenka, którą uwielbiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Popłakałam się *______* Ryczę jak jakaś głupia. Co ty ze mną robisz, dziewczyno. :3 Nawet nie wiem co mam tu napisać, ponieważ mam wrażenie, że żadne słowa nie potrafiłyby opisać doskonałości tego opowiadania. Rozdział jest cudowny, a ja w dalszym ciągu nie mogę się pogodzić ze śmiercią Harrego. W ogóle cała fabuła jest wspaniała, to pierwsze opowiadanie o Larrym, które czytałam i nie zniechęciłam się. Tak doskonale umiesz odzwierciedlić uczucia bohaterów, że wprawiasz czytelników w tak cudowny stan. Nie wiem jak Ci dziękować, za to co tu robisz. Aż zazdroszczę Ci tak wspaniałego talentu pisarskiego i myślę, że nie tylko ja. Nie mam pojęcia co tu jeszcze dopisać bo nie umiem dobrać odpowiednich słów, jest mi jeszcze gorzej wiedząc, że to już praktycznie koniec. To Straszne! Umrę z tęsknoty za losami tych bohaterów. Znowu płaczę. Matko Boska co ty ze mną robisz. Co to opowiadanie ze mną robi.
    Kończę :3
    Czekam na ten epilog. <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, mi też będzie brakować tego Larrego, ale dobrze że będzie go też trochę w drugim sezonie. Co do rozdziału, ostatniego niestety rozdziału to chyba wiadome co chcę napisać. Peeełno pozytywnych rzeczy, ale jest ich tyle, że aż brak mi słów xD Po pierwsze tak jak koleżanka wyżej chciałam napisać, że świetnie odzwierciedlasz uczucia bohaterów. Dzięki temu mogę się bardziej zagłębić w opowiadanie. Po drugie: to jest jedno opowiadanie, ale czytając je miałam wrażenie jakbym czytała 2 różne o podobnych tematach. Tylko jedno starsze, drugie współczesne. Teraz w tym rozdziale oba te "moje dwa opowiadania" złączyły się w jedną całość. I to wyszło tak cudownie. Ta śmiercć Harrego - przyznam, że nie spodziewałam się jej, a po przeczytaniu zrobiło mi się tak strasznie smutno. (swoją drogą ciekawi mnie kto go zabił. Czyżby to ten cały Adam? Tylko czemu? Na polecenie rodziny? Mam nadzieję, że wyjaśni się to w epilogu). Lecz potem ta końcówka. Ta scena kiedy Louis przeczytał ten list i przypomniał sobie wszystko jest po prostu nie do opisania. Co tu dużo mówić. Całe to opowiadanie, fabuła, a zwłaszcza ten rozdział jest naprawdę magiczne i takie niesamowite. Teraz pozostaje mi czekać na epilog ;)

    shouldletyougo.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Nareszcie tu dotarłam i w spokoju mogę skomentować to cudo. Szkoda, że nie od pierwszego rozdziału, ale zawsze dobre i coś, prawda? Jak już Ci mówiłam, uwielbiam to opowiadanie. Chociaż nie jestem zwolenniczką Larry'ego, Twoje opowiadanie tak mnie wciągnęło, jest tak wspaniale pisane, że jak już przeczytałam pierwszy rozdział, nie mogłam przestać. I zostałam, z czego jestem cholernie zadowolona. To drugie opowiadanie o Larrym, które toleruję, więc naprawdę możesz czuć się zaszczycona. ;3 Wiesz, co najbardziej mnie tu zatrzymało? Pomysł na to opowiadanie. Jeszcze nie spotkałam się z czymś takim, więc naprawdę ogromny plus dla Ciebie. Nie dość, że masz świetny, lekki styl pisania, to jeszcze idealnie poradziłaś sobie z przedstawianiem świata w dwóch różnych epokach. Naprawdę, pokłony dla Ciebie za to. No i ten szablon, jest wspaniały. *.*
    A teraz może przejdę do treści.
    Po pierwsze - muzyka. I D E A L N A. Uwielbiam tą piosenkę, jest przepiękna i doskonale pasuje do tego rozdziału. Z tego co pamiętam, to była ona też ścieżką dźwiękową zwiastuna, który swoją drogą też był świetny. Tak swoją drogą, to w ogóle muszę pochwalić Cię za muzykę do rozdziałów, bo wiele razy dodawałaś KPOP i ja Cię za to po prostu kocham!
    Dobra, idźmy dalej.
    Dlaczego nigdy nie może być tak, jakby się chciało? Dlaczego los musi podkładać nam pod nogi kłody i wszystko utrudniać? Czy Louis z Harrym naprawdę za mało jeszcze wycierpieli, jeśli chodzi o ich znajomość? Lou po prostu chciał załatwić wszystkie najważniejsze rzeczy przed odjazdem. To wszystko. Dlaczego więc gdy wrócił, musiała go spotkać taka tragedia? Widzieć miłość swojego życia, które leży martwa... To musi być straszne.
    Wiesz, naprawdę jest mało opowiadań, które potrafią mnie cholernie wzruszyć, tak, że łzy cisną się do oczy, a serce ściska z żalu. Ale Tobie się to udało. Tak, miałam łzy w oczach, kiedy czytałam, że Styles jest martwy. Bolało mnie serce na myśl, jak bardzo Louis cierpi. Jesteś mistrzynią, skoro zdołałaś wywołać we mnie takie emocje.
    To teraz przenosimy się do czasów współczesnych.
    Dobrze, że Harry postanowił jednak zostać, że Wendy go przekonała. Chyba naprawdę bym się zdenerwowała, gdyby jednak wyjechał. Teraz, kiedy w końcu się odnaleźli.
    No i jeszcze ten list do Rosalie. Był taki pełny... bólu. Ale przynajmniej dzięki temu Lou uświadomił sobie prawdę. Zrozumiał, że odzyskał Harry'ego, którego szukał przez tyle lat.
    To wspaniałe, że w końcu są razem. Taka romantyka, tylko z dwoma chłopcami w roli głównej. Nareszcie się odnaleźli, wspaniale, prawda?
    Ciekawi mnie epilog, jak to zakończysz. Ten sezon przynajmniej. I już nie mogę doczekać się drugiego, gdzie będzie więcej Malika *.*
    Raz jeszcze powtórzę, że stworzyłaś tu cudo i bardzo Ci za nie dziękuję! ;3 Pod którymś z poprzednich rozdziałów napisałaś coś, że potem nie będziesz już publikować. Nigdy, przenigdy tego nie rób, dobrze? Nie ważne, jaką ilość czytelników masz. Ważne, że zawsze znajdą się tacy, którzy z utęsknieniem czekają na nowości {tak, to ja.} Dlatego życzę Ci dużo, dużo, dużo weny! ;3
    Ellie, [beginagaiin]

    OdpowiedzUsuń
  5. Ryczę jak głupia po przeczytaniu tego rozdziału i za każdym razem, gdy już prawie udaję mi się uspokoić, coś mi się przypomina i zaczynam od nowa... Rozkleiłam się zupełnie... Cudowny rozdział. Wspaniały. Genialny. Idealny.
    Tak bardzo chciałam poznać treść tego listu i teraz, gdy spełniłaś moje małe marzenie, mogę tylko powiedzieć, że napisałaś go niesamowicie... Stworzyłaś w tym opowiadaniu taką magię przeplatając te dwa odległe światy, że czułam się prawie jak intruz wchodząc w środek akcji z buciorami... Tego rozdziału nie powinno się komentować, bo żadne słowa nie opiszą tego, co czuję po jego przeczytaniu...
    Cieszę się, że Harry postanowił zostać... Że Louis rozwiązał zagadkę i przypomniał mi o sile miłości... Drżę w oczekiwaniu na epilog i wciąż ryczę, próbując pisać mimo zaparowanych okularów... Sama nie wiem dlaczego nie potrafię przestać... Może rozpaczam nad tamtą piękną miłością, którą ludzie tak brutalnie zniszczyli... A raczej nie dali jej kwitnąć...
    Pozdrawiam i życzę weny i wielu genialnych pomysłów.

    @KateStylees
    http://1d-my-little-mystery-girl.blogspot.co.uk/

    OdpowiedzUsuń