21 wrzesień 1801 rok.
A gdy deszcz przestanie padać,
Ty również zaczniesz powoli znikać.
Ty również zaczniesz powoli znikać.
W pomieszczeniu było ciemno, jedynie pojedyncze smugi słońca wdarły się przez szpary pomiędzy grubymi, ciemnymi zasłonami i pozostawiały po sobie ślad na drewnianej podłodze. Drugim źródłem światła była niewielka, topiąca się już świeczka postawiona biurku, przy którym siedział Louis. Ściskał w dłoni pióro, którego końcówkę uprzednio zamoczył w atramencie. Pochylił dłoń nad kartką. Wszystkie słowa kłębiły się w jego umyśle, tak wiele chciał mu przekazać. Była to jedyna forma, którą mógł sie posłużyć. Ojciec Louisa kilka razy odwiedził jego pokój, sprawdzając, czy aby chłopak nie wyszedł i czy na pewno nie spóźni się na lekcje polityki. Za każdym razem zastawał swojego syna w tym samym miejscu, próbującego napisać cokolwiek do swojego najlepszego przyjaciela. Po dłuższym zastanowieniu stwierdził, że najlepszym sposobem będzie spotkanie, a wtedy wszystko postara się mu wyjaśnić.
O 24:00 w zajeździe, w którym spędziliśmy dzisiejszą noc.
Pokój numer 24. Proszę, przyjdź. To ważne. Louis.
Pokój numer 24. Proszę, przyjdź. To ważne. Louis.
Zgiął kartkę na dwie równe części, po czym zacisnął ją w dłoni. Cicho wyszedł z pokoju i udał się do pokoju, w którym z reguły przesiadywała Rosaline, kiedy miała trochę wolnego czasu. Zapukał, po czym wszedł do środka. Dziewczyny nie było, ale na jej miejscu siedział o pięć lat starszy brat blondynki. Louis rozmawiał z nim bardzo rzadko, ale wiedział, że, jak Rose, może mu zaufać.
- Adam? - zapytał cicho, a chłopak podniósł wzrok na niego i lekko się uśmiechnął. - Mógłbyś coś dla mnie zrobić? - poprosił, podchodząc bliżej. I kiedy starszy chłopak odpowiedział, że tak, postanowił kontynuować. - Tę kartkę, proszę, zanieś do Harry`ego Stylesa. Nie dawaj jej nikomu innemu, tylko Harry'emu do rąk własnych. Mam nadzieję, że mnie nie zawiedziesz - dodał na końcu, odwzajemniając uśmiech, a następnie podał kartkę papieru słudze.
- Adam? - zapytał cicho, a chłopak podniósł wzrok na niego i lekko się uśmiechnął. - Mógłbyś coś dla mnie zrobić? - poprosił, podchodząc bliżej. I kiedy starszy chłopak odpowiedział, że tak, postanowił kontynuować. - Tę kartkę, proszę, zanieś do Harry`ego Stylesa. Nie dawaj jej nikomu innemu, tylko Harry'emu do rąk własnych. Mam nadzieję, że mnie nie zawiedziesz - dodał na końcu, odwzajemniając uśmiech, a następnie podał kartkę papieru słudze.
Dziś już nie ma drogi powrotnej...
1 grudzień 2012 rok.
Nie mógł spać. Wsłuchiwał się w ciche tykanie zegara powieszonego na ścianie. Czuł się nieswojo w tym budynku, jakby kiedyś już tu był, jakby kiedyś leżał w tym samym łóżku.
Spojrzał na osobę obok siebie. Harry spał. Nie chciał go budzić swoim wierceniem się, dlatego cicho wstał z posłania i zarzucił na swoje ciało spodnie dresowe oraz luźną bluzę do kompletu. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Podobnie, jak reszta budynku, było w starym stylu. Ściany dawno niemalowane, okna przysłonięte długimi zasłonami, a pośrodku stało wielkie, dwuosobowe łóżko z baldachimem. Na ścianach, również jak w holu, wisiały przeróżne obrazy, a w jednym kącie stało niewielkie lusterko. Louis miał wrażenie, że jedyne, co zmieniło się przez te wszystkie lata, to lampki, które zastąpiły świece.
Uchylił drzwi, które wydały z siebie nieprzyjemny dźwięk, po czym wyszedł na korytarz. Nie miał pojęcia, dokąd zmierza, chyba chciał jedynie rozejrzeć się po budynku. Zajazd z zewnątrz wydawał się o wiele mniejszy, niż w rzeczywistości. Louis dziwił się, że ludzie nie gubili się, ponieważ znajdowało się tam wiele korytarzy niczym się od siebie nieróżniących. Było też dużo schodów, które prowadziły w podziemia, jak i zapewne na poddasze. Jednak nie chciał tego sprawdzać.
Kiedy szedł kolejnym korytarzem, który jak miał wrażenie prowadził do innego, którym z kolei można było dostać się do głównego holu, usłyszał rozmowę. Rozpoznał też głos. Swój.
Nie czekając ani chwili dłużej, skręcił w kolejny korytarz i jakie było jego zdziwienie, kiedy zamiast lampek wiszących na ścianach, ujrzał palące się świece, które przynosiły zdecydowanie mniej światła, niż współczesna technologia. Oderwał swój wzrok od ognia i spojrzał przed siebie, głos był coraz bardziej wyraźny. I mógłby przysiąc, że przez ułamek sekundy widział siebie samego i Harry`ego przechodzącego przez przejście.
Krzyknął. Nie odwrócili się, zniknęli za zakrętem. Louis od razu pobiegł wzdłuż pomieszczenia, po czym skręcił w korytarz, którym powinna była iść para przyjaciół. Biegł tak szybko, jak tylko mógł. Nie zdążył. Nie było nikogo, prócz jednej postaci stojącej nieruchomo obok okna. Niepewnie podszedł bliżej. Jakiś cichy głosik w jego głowie podpowiadał, aby zatrzymał się, a najlepiej wycofał, póki nie jest za późno. Jednak, mimo wszystko, nie posłuchał go i stanął dopiero wtedy, kiedy był na tyle blisko postaci, iż mógł dokładnie się jej przyjrzeć. Odetchnął, kiedy rozpoznał kręcone, blond kosmyki włosów zarzucone na jeden bok.
- Przepraszam - odchrząknął, a kobieta jak na rozkaz odwróciła się od okna i spojrzała na Louisa. - Widziała może pani kogoś przechodzącego tutaj dosłownie przed chwilą? - zapytał, czując, jak jego dłonie nadal nie przestały drżeć.
- Proszę, mów mi Wendy - zaproponowała blondynka i uśmiechnęła się pogodnie. - Przykro mi, ale nikt tędy nie przechodził, byłam sama - odpowiedziała, po czym spojrzała na Louisa i cicho westchnęła. - Ty już wiesz, Louis. Prawda?
- Skąd znasz moje imię? - zadał kolejne pytanie, nie ukrywając strachu.
- Tutaj każdy zna ciebie i Harry`ego. Jeżeli nadal nie wiesz dlaczego, bądź cierpliwy, w końcu dojdziesz do prawdy. Ale myślę, że już jesteś świadom, co jest na rzeczy. Ja, jak na razie, nie mogę ci pomóc. Ale pamiętaj, zwracaj uwagę na każdy szczegół, bo nic nie dzieje się bez przyczyny - zanim pozostawiła osłupiałego Louisa na środku ciemnego korytarza, uśmiechnęła się tylko jeszcze, dając znak, że wie więcej, niż mogło mu się wydawać.
O dziewiątej rano okazało się, że był zmęczony bardziej, niż przypuszczał. Z wielkim trudem wygrzebał się spod ciepłej pierzyny i dość wygodnego łóżka, w którym już nie było Harry`ego, podobnie jak w pokoju. Był sam. Później okazało się, że loczek poszedł do pokoju dziewczyn, które również nie spały od dawna. Gotowy był równo o dziesiątej i stawił się w dużym holu - tuż obok okna, za którym rozciągały się ośnieżone pagórki i niewielkie, stare miasteczko, które wydawało się dawno opuszczone. Miał wrażenie, że kiedyś je już widział. Nie chodziło oczywiście o kilka wcześniejszych godzin, kiedy razem z resztą ekipy błądził jego uliczkami, a o odległe czasy, kiedy jeszcze miasteczko tętniło życiem, a na każdej z ulic można było dostrzec rozmawiających, uśmiechniętych ludzi albo roześmiane dzieci. I w pewnym momencie zdał sobie sprawę z tego, jak bliski jest mu tamten przeszły świat i że w pewnym stopniu tęskni za nim, mimo iż obecnie miał z nim styczność jedynie w snach.
- Gotowy? - zapytała wesoło Ashley, ciągnąc za sobą Harry`ego, który z kolei zmachany taszczył jej torbę niewyglądającą wcale na lekką.
- Tak, możemy już jechać - powiedział, rozglądając się po pomieszczeniu. Kiedy wzrokiem natrafił na Wendy, momentalnie popatrzył w inne miejsce, byleby tylko uniknąć przeszywającego spojrzenia. - Gdzie Kimberly? - zapytał po krótkiej chwili ciszy, kiedy nie dostrzegł nigdzie swojej młodszej siostry.
- Źle się czuje, powiedziała, że dzisiaj sobie odpuści i zostanie. Chciałam dotrzymać jej towarzystwa, ale odmówiła. Stwierdziła, że ktoś musi cię przypilnować, Louis - zaśmiała się radośnie, a chłopak zacisnął tylko usta w wąską linię, próbując nie powiedzieć czegoś nieprzyjemnego. - Dzwoniłam do tego malarza, zgodził się na rozmowę i czeka na nas. Nie mieszka wcale daleko.
Ta niedaleka droga, okazała się dziesięciokilometrową w prawie pustym autobusie, który jako jedyny kursował tamtymi drogami. Czekali na przystanku na jego przyjazd ponad godzinę i Louis dziwił się, że wtym czasie nie odmrozili sobie wszystkich kończyn. Na szczęście śnieg nie padał tak, jak w nocy, jedynie delikatnie prószył. Po drodze spotkali kilku przechodniów. Wszyscy byli raczej w starszym wieku, oprócz małej, siedmioletniej dziewczynki, która lepiła bałwana razem z swoim nieco starszym bratem. Harry nie mógł przyzwyczaić się do zdziwionych, ciekawych spojrzeń mieszkańców. Przez cały czas czuł na sobie kilkanaście par oczu, które wcale nie znikały po pewnym czasie.
Zayn Malik - początkujący malarz z niesamowitym talentem mieszkał za miasteczkiem, ponad dziesięć kilometrów od zajazdu. Jego rodzice pozwolili mu wyjechać z zatłoczonego Londynu pełnego turystów do nieco spokojniejszego miejsca. Zakupili tam niewielki domek, w którym znajdowała się pracownia. Na początku wyglądała tak, jakby od wieków nikt w niej nie przebywał. Dlatego Zayn przeżył duży szok, kiedy znalazł skrytkę. Dosyć duża, głęboka dziura w ścianie przykryta płachtą starych desek, które częściowo zostały wyżarte przez korniki. W owym schowku znajdowała się wielka skrzynia. Ją najciężej było otworzyć, ale nowoczesna technologia szybko mu w tym pomogła. W środku w świetnym stanie zachował się dziewiętnastowieczny obraz nieznanego autorstwa. Zayn był pełen zachwytu dla tak niesamowitej pracy, poza tym zaciekawiła go jego historia. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, kim były postacie widniejące na starym płótnie. Zbyt dobrze znał historię starego miasteczka.
Kiedy wszyscy w trójkę stanęli przed drzwiami niedużego domku, głośno odetchnęli. Louis miał zdecydowanie dosyć podróży - tych długich, jak i tych zdecydowanie krótkich.
Zayn otworzył drzwi i uśmiechnął się przyjaźnie, widząc Ashley o podobnym wyrazie twarzy. Dopiero chwilę później zauważył, że za nią stoi ktoś jeszcze. Najpierw swój wzrok nakierował na Harry`ego. Myśląc, że coś mu się przewidziało, spojrzał na Louisa.
- Cześć - przywitała się wesoło blondynka. - Jestem Ashley, to ja do ciebie dzwoniłam - krótko wyjaśniła, podając dłoń Mulatowi. - A to mój przyjaciel, Louis i jego asystent, Harry.
Nie mógł spać. Wsłuchiwał się w ciche tykanie zegara powieszonego na ścianie. Czuł się nieswojo w tym budynku, jakby kiedyś już tu był, jakby kiedyś leżał w tym samym łóżku.
Spojrzał na osobę obok siebie. Harry spał. Nie chciał go budzić swoim wierceniem się, dlatego cicho wstał z posłania i zarzucił na swoje ciało spodnie dresowe oraz luźną bluzę do kompletu. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Podobnie, jak reszta budynku, było w starym stylu. Ściany dawno niemalowane, okna przysłonięte długimi zasłonami, a pośrodku stało wielkie, dwuosobowe łóżko z baldachimem. Na ścianach, również jak w holu, wisiały przeróżne obrazy, a w jednym kącie stało niewielkie lusterko. Louis miał wrażenie, że jedyne, co zmieniło się przez te wszystkie lata, to lampki, które zastąpiły świece.
Uchylił drzwi, które wydały z siebie nieprzyjemny dźwięk, po czym wyszedł na korytarz. Nie miał pojęcia, dokąd zmierza, chyba chciał jedynie rozejrzeć się po budynku. Zajazd z zewnątrz wydawał się o wiele mniejszy, niż w rzeczywistości. Louis dziwił się, że ludzie nie gubili się, ponieważ znajdowało się tam wiele korytarzy niczym się od siebie nieróżniących. Było też dużo schodów, które prowadziły w podziemia, jak i zapewne na poddasze. Jednak nie chciał tego sprawdzać.
Kiedy szedł kolejnym korytarzem, który jak miał wrażenie prowadził do innego, którym z kolei można było dostać się do głównego holu, usłyszał rozmowę. Rozpoznał też głos. Swój.
Nie czekając ani chwili dłużej, skręcił w kolejny korytarz i jakie było jego zdziwienie, kiedy zamiast lampek wiszących na ścianach, ujrzał palące się świece, które przynosiły zdecydowanie mniej światła, niż współczesna technologia. Oderwał swój wzrok od ognia i spojrzał przed siebie, głos był coraz bardziej wyraźny. I mógłby przysiąc, że przez ułamek sekundy widział siebie samego i Harry`ego przechodzącego przez przejście.
Krzyknął. Nie odwrócili się, zniknęli za zakrętem. Louis od razu pobiegł wzdłuż pomieszczenia, po czym skręcił w korytarz, którym powinna była iść para przyjaciół. Biegł tak szybko, jak tylko mógł. Nie zdążył. Nie było nikogo, prócz jednej postaci stojącej nieruchomo obok okna. Niepewnie podszedł bliżej. Jakiś cichy głosik w jego głowie podpowiadał, aby zatrzymał się, a najlepiej wycofał, póki nie jest za późno. Jednak, mimo wszystko, nie posłuchał go i stanął dopiero wtedy, kiedy był na tyle blisko postaci, iż mógł dokładnie się jej przyjrzeć. Odetchnął, kiedy rozpoznał kręcone, blond kosmyki włosów zarzucone na jeden bok.
- Przepraszam - odchrząknął, a kobieta jak na rozkaz odwróciła się od okna i spojrzała na Louisa. - Widziała może pani kogoś przechodzącego tutaj dosłownie przed chwilą? - zapytał, czując, jak jego dłonie nadal nie przestały drżeć.
- Proszę, mów mi Wendy - zaproponowała blondynka i uśmiechnęła się pogodnie. - Przykro mi, ale nikt tędy nie przechodził, byłam sama - odpowiedziała, po czym spojrzała na Louisa i cicho westchnęła. - Ty już wiesz, Louis. Prawda?
- Skąd znasz moje imię? - zadał kolejne pytanie, nie ukrywając strachu.
- Tutaj każdy zna ciebie i Harry`ego. Jeżeli nadal nie wiesz dlaczego, bądź cierpliwy, w końcu dojdziesz do prawdy. Ale myślę, że już jesteś świadom, co jest na rzeczy. Ja, jak na razie, nie mogę ci pomóc. Ale pamiętaj, zwracaj uwagę na każdy szczegół, bo nic nie dzieje się bez przyczyny - zanim pozostawiła osłupiałego Louisa na środku ciemnego korytarza, uśmiechnęła się tylko jeszcze, dając znak, że wie więcej, niż mogło mu się wydawać.
O dziewiątej rano okazało się, że był zmęczony bardziej, niż przypuszczał. Z wielkim trudem wygrzebał się spod ciepłej pierzyny i dość wygodnego łóżka, w którym już nie było Harry`ego, podobnie jak w pokoju. Był sam. Później okazało się, że loczek poszedł do pokoju dziewczyn, które również nie spały od dawna. Gotowy był równo o dziesiątej i stawił się w dużym holu - tuż obok okna, za którym rozciągały się ośnieżone pagórki i niewielkie, stare miasteczko, które wydawało się dawno opuszczone. Miał wrażenie, że kiedyś je już widział. Nie chodziło oczywiście o kilka wcześniejszych godzin, kiedy razem z resztą ekipy błądził jego uliczkami, a o odległe czasy, kiedy jeszcze miasteczko tętniło życiem, a na każdej z ulic można było dostrzec rozmawiających, uśmiechniętych ludzi albo roześmiane dzieci. I w pewnym momencie zdał sobie sprawę z tego, jak bliski jest mu tamten przeszły świat i że w pewnym stopniu tęskni za nim, mimo iż obecnie miał z nim styczność jedynie w snach.
- Gotowy? - zapytała wesoło Ashley, ciągnąc za sobą Harry`ego, który z kolei zmachany taszczył jej torbę niewyglądającą wcale na lekką.
- Tak, możemy już jechać - powiedział, rozglądając się po pomieszczeniu. Kiedy wzrokiem natrafił na Wendy, momentalnie popatrzył w inne miejsce, byleby tylko uniknąć przeszywającego spojrzenia. - Gdzie Kimberly? - zapytał po krótkiej chwili ciszy, kiedy nie dostrzegł nigdzie swojej młodszej siostry.
- Źle się czuje, powiedziała, że dzisiaj sobie odpuści i zostanie. Chciałam dotrzymać jej towarzystwa, ale odmówiła. Stwierdziła, że ktoś musi cię przypilnować, Louis - zaśmiała się radośnie, a chłopak zacisnął tylko usta w wąską linię, próbując nie powiedzieć czegoś nieprzyjemnego. - Dzwoniłam do tego malarza, zgodził się na rozmowę i czeka na nas. Nie mieszka wcale daleko.
Ta niedaleka droga, okazała się dziesięciokilometrową w prawie pustym autobusie, który jako jedyny kursował tamtymi drogami. Czekali na przystanku na jego przyjazd ponad godzinę i Louis dziwił się, że wtym czasie nie odmrozili sobie wszystkich kończyn. Na szczęście śnieg nie padał tak, jak w nocy, jedynie delikatnie prószył. Po drodze spotkali kilku przechodniów. Wszyscy byli raczej w starszym wieku, oprócz małej, siedmioletniej dziewczynki, która lepiła bałwana razem z swoim nieco starszym bratem. Harry nie mógł przyzwyczaić się do zdziwionych, ciekawych spojrzeń mieszkańców. Przez cały czas czuł na sobie kilkanaście par oczu, które wcale nie znikały po pewnym czasie.
Zayn Malik - początkujący malarz z niesamowitym talentem mieszkał za miasteczkiem, ponad dziesięć kilometrów od zajazdu. Jego rodzice pozwolili mu wyjechać z zatłoczonego Londynu pełnego turystów do nieco spokojniejszego miejsca. Zakupili tam niewielki domek, w którym znajdowała się pracownia. Na początku wyglądała tak, jakby od wieków nikt w niej nie przebywał. Dlatego Zayn przeżył duży szok, kiedy znalazł skrytkę. Dosyć duża, głęboka dziura w ścianie przykryta płachtą starych desek, które częściowo zostały wyżarte przez korniki. W owym schowku znajdowała się wielka skrzynia. Ją najciężej było otworzyć, ale nowoczesna technologia szybko mu w tym pomogła. W środku w świetnym stanie zachował się dziewiętnastowieczny obraz nieznanego autorstwa. Zayn był pełen zachwytu dla tak niesamowitej pracy, poza tym zaciekawiła go jego historia. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, kim były postacie widniejące na starym płótnie. Zbyt dobrze znał historię starego miasteczka.
Kiedy wszyscy w trójkę stanęli przed drzwiami niedużego domku, głośno odetchnęli. Louis miał zdecydowanie dosyć podróży - tych długich, jak i tych zdecydowanie krótkich.
Zayn otworzył drzwi i uśmiechnął się przyjaźnie, widząc Ashley o podobnym wyrazie twarzy. Dopiero chwilę później zauważył, że za nią stoi ktoś jeszcze. Najpierw swój wzrok nakierował na Harry`ego. Myśląc, że coś mu się przewidziało, spojrzał na Louisa.
- Cześć - przywitała się wesoło blondynka. - Jestem Ashley, to ja do ciebie dzwoniłam - krótko wyjaśniła, podając dłoń Mulatowi. - A to mój przyjaciel, Louis i jego asystent, Harry.
Kiedy świat zanurzy się w ciemnościach,
a deszcz będzie tylko cicho padać,
wszystko pozostanie tak jak było.
a deszcz będzie tylko cicho padać,
wszystko pozostanie tak jak było.
21 wrzesień 1801 rok.
Harry miał jeszcze chwilę czasu do północy, ale wolał przyjść wcześniej. Według zaleceń Louisa wynajął pokój numer 24 i spoczął na wygodnym fotelu znajdującym się naprzeciwko okna, za którym wiatr kołysał gałęziami drzew. Był zaskoczony i zdziwiony wiadomością od Louisa. Przecież widzieli się niedawno - jeszcze tego samego dnia. Wiedział, że coś musiało się dziać, coś złego. Najbardziej obawiał się kolejnej rozłąki. Nie zniósłby tego. Dopiero co odzyskał przyjaciela, nie był gotów, by ponownie go stracić.
Louis zjawił się niedługą chwilę po nim. Wszedł cicho do pokoju i uśmiechnął się na widok Harry`ego, który już na niego czekał. Młodszy chłopak wstał z fotela i podbiegł do przyjaciela, rzucając mu się w ramiona. Tomlinson otulił jego ciało dłońmi i schował głowę w zagłębieniu jego szyi.
- Harry - wyszeptał. - Bałem się, że nie przyjdziesz.
W odpowiedzi Styles wtulił się w niego jeszcze bardziej.
- Mało brakowało. Zauważyła mnie Elizabeth, ale obiecała, że nikomu nie powie. Te wycieczki w nocy są coraz bardziej ryzykowne - stwierdził. - Ale zrobię wszystko, aby móc się z tobą zobaczyć.
- Jesteś słodki, Harry - uśmiechnął się Louis i usiadł na brzegu łóżka, ciągnąc za sobą przyjaciela. - Ale masz rację. Teraz musimy być bardziej ostrożni. Mój ojciec się dowiedział - powiedział smutnym tonem, równocześnie zaciskając dłoń na ręce młodszego chłopaka. - Nie obchodzi mnie, że groził mi, ale boję się, że może coś zrobić tobie, a tego bym nie zniósł - nakierował wzrok na szmaragdowe tęczówki loczka, w których powoli poczęły zbierać się łzy. - Ale damy sobie radę, prawda?
- Oczywiście - odpowiedział Harry. Nie był jednak pewien swoich słów. W tamtych czasach każdy mógł być zagrożeniem, wrogiem, wszystko mogło prowadzić do zagłady, do końca.
Ale Harry miał jedno marzenie. Pragnął zasypiać i budzić się w silnych ramionach swojej miłości. Tak, jak było tamtej nocy. Choć na chwilę chciał zatrzymać czas, by móc dłużej cieszyć się obecnością Louisa, jego ciepłem i czułymi słowami. Kochał swojego przyjaciela i był w stanie poświęcić wszystko, aby tylko mieć go u swojego boku.
Deszcz nie przestaje padać,
to nieustannie się powtarza.
Gdy ustanie, ja również zakończę swój żywot.
~***~
Tak naprawdę podoba mi się tylko pierwsza połowa rozdziału, druga jest do dupy, nie postarałam się. Tak czy owak jesteśmy w połowie Last-Picture. Po za tym za niedługo muszę napisac "Black Crayon" - Halloween`owy one shot z Zarrym, właściwie to tylko połowę, drugą połowę pisze Izzy, drugi one shot z Larrym, który jeszcze tytułu nie ma, ale jednopart fantastyczny, no i jeszcze jeden pod tytułem "Cinderella", z Larrym, a Harry jako kopciuszek - wersja współczesna, aż się boję co z tego mi wyjdzie xD Po Last-Picture ruszę z kolejnym 17-rozdziałowym opowiadaniem "Whispers". Mam już plan, ale chyba muszę go troszeczkę rozwinąc i wszystko uporządkowac.
Jeżeli macie jakieś pytania, śmiało pisac na gg 13965080 albo na twittera @uszati
Szósty pojawi się pewnie tak jak zawsze - za tydzień. Dobranoc ^^
Dobranoc ~
OdpowiedzUsuńA rozdział niesamowity i nie nudny, kochana! Wszystko jest świetnie napisane :)
Straaaaaasznie zaintrygowałaś mnie zdaniem: "Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, kim były postacie widniejące na starym płótnie. Zbyt dobrze znał historię starego miasteczka. "
Teraz przez cb nie będę mogła zasnąć przez ciekawość, buuu :C
Ej. Ale ciekawość to pierwszy stopień do piekła, prawda? Pfff, najwyżej. Przynajmniej się tam opalę ;D I grilla zrobię, yeah! :P
Kurde, że ci się chce pisać te wszystkie opowiadania o.O To ja nie potrafię skończyć jednego łanszota,a ty piszesz ich 132338744850587975 jednocześnie.
Masz za duży mózg.
Rozsadzi ci głowę.
Najwyżej ~
Muawhaha! ^_~
Kurde, przeczytałam, zajebiste, ciekawe, czy ojciec Louis'a sie dowie...?
OdpowiedzUsuńDlaczego wszyscy znają historie Larry'ego, a my, wierni czytelnicy nie?!
Ech...:D Znaczy kojarzymy fakty;P
A teraz zamykam:)
Weny życzę:D
Kurczę.no i mam tak jak z tamtym opowiadaniem. Chcę koniec, ale i nie chcę się rozstawać z tymi bohaterami. Ciekawi mnie strasznie to opowiadanie, ta jego tajemniczość. Po prostu magia *.*
OdpowiedzUsuńI nawet nie wiesz jak się cieszę, że będzie kolejne opowiadanie + oneshoty <3
shouldletyougo.blogspot.com
no-cases.blogspot.com
Przed chwilą tu trafiłam, dosłownie sekundę temu. Zaraz biorę się za czytanie tego wszystkiego, bowiem dosyć ciekawie się zapowiada. Jak już wszystko ogarnę, napiszę długi komentarz dotyczących moich odczuć;p
OdpowiedzUsuńW chwili wolnej zapraszam do mnie :
http://what-hurts-the-most-by-louise.blogspot.com/
Pozdrawiam ;*
zajebiste kochana ♥ na serio, nie wiem czego chcesz od tego rozdziału, moim zdaniem jest świetny. tylko nurtuje mi pytanie, kiedy w końcu się dowiemy jaka jest historia Lou i Hazzy? Czekaj, wiem. W końcu. Tak, świetnie, ale kiedy? I kiedy dodasz nowy rozdział?
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, przepraszam, przepraszam po raz kolejny. Znowu tak odłożyłam komentarz, ale naprawdę nie miałam kedy go napisać. Elitarnego liceum mi sie zachciało, pff. xd
OdpowiedzUsuńTo opowiadanie z każdym rozdziałem robi się coraz ciekawsze. I nie mów, że któraś część rozdzialu została spieprzona, bo jest to totalne bluźnierstwo. Moment, w którym Lou obudził się i chodził w nocy po korytarzach oraz dostrzegł nieznane postaci czytałam w odległości piętnastu centrymetrów od monitora z bijącym szybko sercem. A później... "ich historię zna całe miasteczko"... wścibskie spojrzenia, urwane zerknięcia w ich kierunku. Chcę poznać więcej szczegółów! Dodaj szybko szóstkę, bo uwielbiam to coraz bardziej z każdym napisanym przez ciebie słowem.
<3
Boziu, jak ja się cieszę, że coś mnie zaprowadziło do twoich opowiadań :) To nic, że zarwałam noc i jutro szef mnie wykończy. Warto było. Mogłabym godzinami rozpływać się nad twoimi zdolnościami. Pięknie piszesz, a z tymi pomysłami, to powinnaś książki wydawać. Pierwsza stałabym w kolejce do kasy :)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że nie zostawiałam komentarza pod każdym rozdziałem, ale nawet groźba końca świata nie oderwałaby mnie od czytania kolejnych części. Co najwyżej sprawiłaby, że czytałabym szybciej ;)
Pomysł na to opowiadanie - GENIALNY !!! Po prostu mistrzostwo świata. Polecę je wszystkim. Nigdy nie czytałam czegoś równie pięknego i dopracowanego. Wciąż jestem pod wrażeniem każdego słowa. Aż mi się ręce trzęsą podczas pisania tego komentarza...
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Boże, mam wrażenie, że będę po kilka razy dziennie zaglądać z nadzieją, że może już jest...
Ten One Shot również mi się podobał. Chwytał za serce i był taki... niebanalny.
Chyba jednak pójdę spać. Może dwie godziny mi wystarczą ;) Mam nadzieję, że przyśni mi się coś równie pięknego. Pozdrawiam cię kochana i życzę wszystkiego dobrego i weny, byś mogła zrealizować te swoje wspaniałe pomysły. Dodaję do obserwowanych i zostaję wierna czytelniczką (z ręką na sercu).
@KateStylees
http://1d-my-little-mystery-girl.blogspot.co.uk/
Naprawdę chciałabym napisać coś z sensem, coś, co odda chociaż po czesci wspaniałość tego co piszesz, ale nie potrafię. Rzadko kiedy brakuje mi języka w gębie, ale teraz zabrakło. Wspaniałe! Cudowne! Masz ogromny talent, nie zmarnuj go :-)
OdpowiedzUsuńhttp://forever-together-louis-and-suse.blogspot.com/
Może po prostu pozwolisz mi nic nie powiedzieć na temat tego rozdziału? jestem za bardzo zakochana w tym opowiadaniu, aby coś z siebie wykrztusić. Miłość loczka i Lou jest taka urocza, delikatna a zarazem silna.. naprawdę nie mogę się nadziwić temu, jak to opisałaś. Od samego początku, strasznie podobał mi się pomysł na to opowiadanie, może dlatego, że lubię takie klimaty? a może po prostu dlatego, że uwielbiam twoje prace.. I mimo że jestem bardzo ciekawa, jak dalej potoczą się losy tej dwójki, cieszę się, że rozdziały pojawiają się co tydzień, ponieważ naprawdę chciałabym aby trwało ono dłuuugo, bo podchodzę do niego z wielką sympatią i miłością. Ugh, myślałam, że nic nie uda mi się napisać na ten temat, a jednak coś się wyskrobało. & chciałam jeszcze dodać, że piosenka która dołączona jest do notki strasznie zapadła mi w serce, pasuje idealnie, była brakującym elementem. Zgodzę się z powyższym komentarzem, masz naprawdę ogromny talent dziewczyno! Oby wszystkie inne opowiadania, były tak niesamowite jak to :)
OdpowiedzUsuń