20 wrzesień 1801 rok.
Gdziekolwiek jesteś, ja też tam będę
Gdziekolwiek pójdziesz, ja też tam pójdę
Gdziekolwiek pójdziesz, ja też tam pójdę
Polana nawet po sześciu latach jego nieobecności nie zmieniła się ani trochę. Nadal trawa sięgała za kostki, drzewa kołysały się w rytm cicho pogwizdującego wiatru, a woda w rzece radośnie pluskała. Jedyna rzecz, która stała się inna to chłopak, który już wcale nie miał trzynastu lat, nie był tak niesforny jak kiedyś. Teraz dziewiętnastolatek z nikłym, niesamowitym uśmiechem oraz tymi samymi lokami, które w żaden sposób się nie zmieniły. Nadal były ciemnobrązowe, miękkie i błyszczały w blasku księżyca, który zawisł nad nimi już kilka godzin temu.
- Jak daleko byłeś? - zapytał Harry, spoglądając na dawnego przyjaciela. Nie mógł przywyknąć do jego wyglądu. Bardzo się zmienił. Można rzec, że pozytywnie, ale i tak było wielkim szokiem zobaczyć Louisa po sześciu latach nieobecności. To jakby chłopak powstał z martwych, bo przecież Styles nigdy nie miał pewności, czy ten nadal żyje. Nigdy nie wiedział, czy kiedykolwiek go zobaczy.
- Niedaleko Paryża było małe miasteczko, a właściwie wioska. Tam spędzałem najwięcej czasu, miejsce miało w sobie wiele uroku, ale mieszkałem na dworze króla - odpowiedział powoli. - Kiedy przypłynąłem do Francji, miałem nadzieję, że mój pobyt nie będzie dłuższy niż kilka tygodni. Ale po miesiąc, każdy dzień zaczął się strasznie dłużyć, miałem coraz mniejszą nadzieję, że kiedykolwiek tutaj wrócę - westchnął, zaciskając dłonie w pięści. - Bałem się, że nie zobaczę już ciebie. Strasznie się zmieniłeś.
- Poznałeś tam kogoś? - był ciekaw każdego urywku z życia Louisa. Pragnął znać każdy szczegół, pragnął być na zawsze przy nim.
- I to wielu ludzi. Najbardziej lubiłem Francine. Starsza, może pięćdziesięcioletnia gospodyni, która co dzień robiła mi na deser ciasteczka. Najlepsze były te z cynamonem. Nawet nauczyła mnie je piec. Zrobię kiedyś ci kilka. Może nie jestem dobrym kucharzem, ale musisz ich spróbować - zachwycił się Lou, uśmiechając się szeroko przy tym. - Z Francine zawsze mogłem porozmawiać, była naprawdę miłą kobietą. Często opowiadała mi o swoim dzieciństwie. Jej przygody były ciekawsze niż w niejednej książce - skomentował, przypominając sobie starszą kobietę, która zawsze upinała swoje czarne kosmyki włosów w solidnego koka. - Był też Jacques i Judith. Starsze ode mnie o rok bliźniacze rodzeństwo, które kłóciło się o wszystko. Ale ich sprzeczki były bardzo zabawne. Często chodzili razem ze mną i Matthiasem na spacery konne. Po za nimi poznałem jeszcze Sabrine. Strasznie arogancka dziewczyna w twoim wieku. Nie lubiłem z nią rozmawiać, czułem się przy niej dziwnie - skrzywił się nieznacznie na wspomnienie o szatynce. - Ale Francja jest naprawdę piękna. Częściej świeciło tam słońce niż tu, w Londynie. Ludzie bardzo pogodni, szybko nauczyłem się tamtego języka. Chciałbym tam zostać dłużej, gdybyś pojechał ze mną. Bo bez Ciebie każdy dzień był inny. Brakowało mi ciebie. A nawet Katharine - stwierdził. - Kiedyś cię tam zabiorę. Spodoba ci się - uśmiechnął się zachęcająco. - Co zmieniło się u Ciebie, Harry?
- Prócz tego, że przeczytałem chyba wszystkie książki z domowej biblioteki, to zupełnie nic.
Nie wspomniał Louisowi o nadchodzącym ślubie, bo po co miałby to robić? Louis znał Elizabeth już dawno, przed wyjazdem, doskonale wiedział, że byli zaręczeni, doskonale wiedział, że kiedyś wezmą ślub, dlatego Harry milczał. Ale miał niemiłe przeczucie, że Tomlinson nie powiedział mu wszystkiego, że we Francji stało się coś, czego nie wyjawił mu i nie zrobi tego w najbliższym czasie.
- Stałeś się bardziej cichy, Harry - powiedział Louis. Młodszy chłopak wzruszył tylko ramionami.
- Ludzie się zmieniają, ale ty chyba na zawsze pozostaniesz tym wesołkiem - odpowiedział Harry, śmiejąc się cicho. - Co powiesz na spacer? Długo cię nie widziałem. Chciałbym to nadrobić, a szczerze powiedziawszy mam dosyć siedzenia w tym samym miejscu.
Louis podniósł się natychmiast z miejsca i skinął głową na znak, że się zgadza.
- Louis, błagam, nie daj się prosić. To jedyna i niepowtarzalna okazja. Nie możemy tutaj z nimi czekać na transport do Londynu. Jesteśmy zbyt blisko. Jakieś dziesięć kilometrów stąd mieszka ten malarz. Chyba nie chcesz jechać przez trzy godziny, a przy tej śnieżycy pięć godzin do Londynu, tylko po to, żeby za kilka dni, albo i nawet i godzin wracać tutaj.
- Mamy rezerwacje w hotelu, Ashley. Zrozum. Po za tym musimy odpocząć.
- Ja nigdy nie będę w stanie zrozumieć twojego toku myślenia. Rezerwacje można odwołać, tutaj na pewno jakieś hotele też są. Będąc na twoim miejscu, robiłabym wszystko, by jak najszybciej rozwiązać tą zagadkę, a ty jak na złość wszystko przeciągasz. Nie wiadomo kiedy przybędzie tu transport, a my możemy wyjść już teraz. Louis... - dokończyła siadając obok przyjaciela.
- Czasami nie mogę zrozumieć dlaczego się z Tobą przyjaźnie - pokręcił z niedowierzaniem głową. - Ale pada. Kiedy tylko tam wyjdziemy to zamarzniemy, rozchorujemy się i tyle wyjdzie z naszej wyprawy do Wielkiej Brytanii.
- Już prawie przestało. Chyba nie przestraszysz się lekkiego prószenia śniegu. Zawołaj Harry`ego, ja pójdę poszukać Kimberly i możemy iść - uśmiechnęła się zadowolona z siebie Ashley, po czym poklepała Louisa po ramieniu i udała się w stronę toalet.
- Louis, kiedyś cię zabiję za to, że tak łatwo dałeś się podejść Ashley. Jest zimno, ciemno, a żadnego hotelu nigdzie nie widać. Gdybyś jej nie posłuchał już pewnie bylibyśmy w drodze do Londynu - zbulwersowała się młodsza siostra chłopaka, wlekąc za sobą błękitną walizkę w kwiatki.
- Hey, ja wszystko słyszę - oburzyła się blondynka, przeciskając się przez zaspy. - Ja wam mówię, jestem niemalże pewna, że gdzieś tutaj jest jakiś hotel.
- Nie mogliśmy poczekać z tym do rana? - wtrącił Harry. Louis stwierdził, że chłopak wyglądał uroczo z czapką w kształcie misia, która nieustannie spadała mu na oczy. Sam nie wiedział, dlaczego nie przeszkadzał mu fakt, że nazwał Harry`ego uroczym. Według niego, to było całkiem normalne. Bo Harry, ogólnie był bardzo dziewczęcy, niesforny i słodki.
- Nie, chyba sam wiesz, że to bardzo ważne. Po za tym, nie chcesz jak najszybciej dowiedzieć się prawdy? Na twoim miejscu byłabym zaniepokojona, bo...
- Ashley! - krzyknął Louis, starając się uciszyć przyjaciółkę. - Możemy porozmawiać? - zapytał, jednak postanowił kontynuować, widząc, że blondynka, nie bardzo go zrozumiała. - Sami, na osobności. Ugh, po prostu chodź.
Louis złapał ją za nadgarstek i pociągnął do tyłu, pozostawiając Harry`ego i Kim samych.
- Czasami za dużo mówisz - warknął starszy chłopak i potarł dłoń o dłoń w celu rozgrzania się. - On nic nie wie. Chciałem mu to jakoś delikatnie przekazać.
- Nie sądzisz, że już dawno powinien być wtajemniczony? Przecież ta sprawa w dużym stopniu dotyczy jego. Oszukujesz go Louis, tak nie można - zagroziła, przeplatając dłonie na piersi.
- A nie pomyślałaś, że może się przestraszyć? Ja sam uważam, że to wszystko jest chore. Jak to, że Harry śni mi się co noc, że widzę całe jego i swoje życie w jakiejś dziwnej epoce, czuję, że powoli wariuję - jęknął, łapiąc się za głowę.
Ashley zamrugała kilkukrotnie oczyma, po czym podeszła bliżej chłopaka i przytuliła go.
- Ale możesz być pewien, że zawsze będziesz miał we mnie wsparcie, nie ważne co się stanie Louis. Pomogę ci. Harry też nie da łatwo się spławić, zbyt bardzo zależy mu na tej pracy, a nawet na tobie. Bylibyście świetnymi przyjaciółmi. Czasami daj mu szansę.
Louis w odpowiedzi tylko bardziej wtulił się w ciało dziewczyny.
- Chyba znaleźliśmy jakieś miejsce do odpoczynku.
Do uszu Louisa dobiegł głos Harry`ego, który stał kilka metrów dalej. Był lekko zdyszany i cały w śniegu. Wyglądało na to, że zaliczył bliski kontakt, z jedną z wielu zasp. Stał wyprostowany i wpatrywał się w dwójkę, stojącą na przeciwko niego.
- W takim razie prowadź.
Hotel, o ile tak można było nazwać bardzo stary budynek, całkowicie różnił się od tego luksusowego, pięciogwiazdkowego hotelu, w którym wcześniej mieli zamieszkać. Niegdyś to miejsce musiało wyglądać pięknie, ale czas działał na jego niekorzyść. Stare okiennice przysłonięte były długimi, ciemno-zielonymi zasłonami, a na ciemnych ścianach zawieszone zostały obrazy ludzi i krajobrazów z innej epoki. Jeden szczególnie przykuł uwagę Louisa. Mianowicie przedstawiający wielką polanę, łudząco przypominającą tą, z jego snów. Przecież to nie mogło być możliwe, on jej nigdy nie widział, dlatego wmawiał sobie, że to tylko i jedynie wytwór jego wyobraźni.
Hol był bardzo duży i właściwie nie wiedziałby gdzie udać się do recepcji, gdyby nie Harry. Styles był osobą strasznie roztrzepaną, prawie nigdy nie wiedział co dzieje się w okół niego, bo zawsze pochłonięty był przez swój magiczny świat książek, których przeczytał bardzo dużo. Po za tym Louis, ale nie tylko on, uważał, że Harry to najbardziej pechowa osoba jaką znał. Potrafił przewrócić się na prostej drodze, kiedy nic nie leżało mu pod nogami. I tak było tym razem, jednak sprawcą jego upadku był podniesiony kant dywanu. W holu rozniósł się huk i jęk chłopaka, skarżącego się, że chyba coś złamał. Louis nie mógł uwierzyć, że osoba tak nieogarnięta potrafi być tak niesamowicie dobra, w pracy, którą wykonuje. Harry zawsze spisywał się na medal, po za kilkoma małymi przypadkami, w których rozwalił szafkę na książki, którą później trzeba było wymieniać na nową.
W dużych, zaokrąglonych przy górze drzwiach stanęła kobieta w średnim wieku. Jej jasne, blond włosy i promienny uśmiech sprawiał, że całkowicie nie pasowała do tamtego miejsca. Podeszła bliżej i wskazała gestem ręki, by udali się do drugiego, otwartego pomieszczenia, a mianowicie recepcji.
- Chcieliśmy zarezerwować dwa pokoje na dzisiaj, jest to możliwe? - od razu zapytała Ashley, kiedy podeszła do drewnianego kontuaru.
- Oczywiście - odpowiedziała kobieta w średnim wieku.
Louis czuł się nieswojo. Zresztą nie tylko on. Harry był w podobnej sytuacji. Nieustannie czuli przeszywający wzrok kobiety na sobie.
- Wy weźcie pokój numer dwadzieścia cztery - sięgnęła po złoty kluczyk i podała go Louisowi, który swój wzrok wbił w blat kontuaru. Unikał spojrzenia kobiety. - A wy piętnaście - tym razem zwróciła się do dziewczyn.
- Czy nie można prosić czegoś bliżej siebie? - dociekała Ashley.
- Przykro mi, wszystkie inne pokoje są już zajęte - odpowiedziała spokojnie, po czym posłała Harremu oraz Louisowi znaczący uśmiech.
Nic nie dzieje się bez przyczyny. Nawet na pozór nic nie znaczący numer, może być kluczem do rozwiązania zagadki...
20 wrzesień 1801 rok.
- Jak daleko byłeś? - zapytał Harry, spoglądając na dawnego przyjaciela. Nie mógł przywyknąć do jego wyglądu. Bardzo się zmienił. Można rzec, że pozytywnie, ale i tak było wielkim szokiem zobaczyć Louisa po sześciu latach nieobecności. To jakby chłopak powstał z martwych, bo przecież Styles nigdy nie miał pewności, czy ten nadal żyje. Nigdy nie wiedział, czy kiedykolwiek go zobaczy.
- Niedaleko Paryża było małe miasteczko, a właściwie wioska. Tam spędzałem najwięcej czasu, miejsce miało w sobie wiele uroku, ale mieszkałem na dworze króla - odpowiedział powoli. - Kiedy przypłynąłem do Francji, miałem nadzieję, że mój pobyt nie będzie dłuższy niż kilka tygodni. Ale po miesiąc, każdy dzień zaczął się strasznie dłużyć, miałem coraz mniejszą nadzieję, że kiedykolwiek tutaj wrócę - westchnął, zaciskając dłonie w pięści. - Bałem się, że nie zobaczę już ciebie. Strasznie się zmieniłeś.
- Poznałeś tam kogoś? - był ciekaw każdego urywku z życia Louisa. Pragnął znać każdy szczegół, pragnął być na zawsze przy nim.
- I to wielu ludzi. Najbardziej lubiłem Francine. Starsza, może pięćdziesięcioletnia gospodyni, która co dzień robiła mi na deser ciasteczka. Najlepsze były te z cynamonem. Nawet nauczyła mnie je piec. Zrobię kiedyś ci kilka. Może nie jestem dobrym kucharzem, ale musisz ich spróbować - zachwycił się Lou, uśmiechając się szeroko przy tym. - Z Francine zawsze mogłem porozmawiać, była naprawdę miłą kobietą. Często opowiadała mi o swoim dzieciństwie. Jej przygody były ciekawsze niż w niejednej książce - skomentował, przypominając sobie starszą kobietę, która zawsze upinała swoje czarne kosmyki włosów w solidnego koka. - Był też Jacques i Judith. Starsze ode mnie o rok bliźniacze rodzeństwo, które kłóciło się o wszystko. Ale ich sprzeczki były bardzo zabawne. Często chodzili razem ze mną i Matthiasem na spacery konne. Po za nimi poznałem jeszcze Sabrine. Strasznie arogancka dziewczyna w twoim wieku. Nie lubiłem z nią rozmawiać, czułem się przy niej dziwnie - skrzywił się nieznacznie na wspomnienie o szatynce. - Ale Francja jest naprawdę piękna. Częściej świeciło tam słońce niż tu, w Londynie. Ludzie bardzo pogodni, szybko nauczyłem się tamtego języka. Chciałbym tam zostać dłużej, gdybyś pojechał ze mną. Bo bez Ciebie każdy dzień był inny. Brakowało mi ciebie. A nawet Katharine - stwierdził. - Kiedyś cię tam zabiorę. Spodoba ci się - uśmiechnął się zachęcająco. - Co zmieniło się u Ciebie, Harry?
- Prócz tego, że przeczytałem chyba wszystkie książki z domowej biblioteki, to zupełnie nic.
Nie wspomniał Louisowi o nadchodzącym ślubie, bo po co miałby to robić? Louis znał Elizabeth już dawno, przed wyjazdem, doskonale wiedział, że byli zaręczeni, doskonale wiedział, że kiedyś wezmą ślub, dlatego Harry milczał. Ale miał niemiłe przeczucie, że Tomlinson nie powiedział mu wszystkiego, że we Francji stało się coś, czego nie wyjawił mu i nie zrobi tego w najbliższym czasie.
- Stałeś się bardziej cichy, Harry - powiedział Louis. Młodszy chłopak wzruszył tylko ramionami.
- Ludzie się zmieniają, ale ty chyba na zawsze pozostaniesz tym wesołkiem - odpowiedział Harry, śmiejąc się cicho. - Co powiesz na spacer? Długo cię nie widziałem. Chciałbym to nadrobić, a szczerze powiedziawszy mam dosyć siedzenia w tym samym miejscu.
Louis podniósł się natychmiast z miejsca i skinął głową na znak, że się zgadza.
Uśmiecham się dla ciebie każdego dnia, Modle się dla ciebie
Zasypiam z myślą o tobie.
Zasypiam z myślą o tobie.
30 wrzesień 2012 rok.
Słońce już dawno schowało się za warstwą chmur, a śnieg zasypał wszystkie możliwe drogi dojazdu do Londynu. Utknęli, wszyscy, w tym dziwnym miasteczku, które wydawało się opuszczone. Większość pasażerów postanowiła, że zostanie w środku budynku, na Lotnisku, który był jedynym, przyjemnym miejscem w tamtejszej okolicy. Oczywiście były wyjątki, takie jak długowłosa blondynka, która patrzyła na świat nie co inaczej niż jej przyjaciel. Była zbyt optymistyczna, wszystko widziała jedynie w kolorowych barwach.- Louis, błagam, nie daj się prosić. To jedyna i niepowtarzalna okazja. Nie możemy tutaj z nimi czekać na transport do Londynu. Jesteśmy zbyt blisko. Jakieś dziesięć kilometrów stąd mieszka ten malarz. Chyba nie chcesz jechać przez trzy godziny, a przy tej śnieżycy pięć godzin do Londynu, tylko po to, żeby za kilka dni, albo i nawet i godzin wracać tutaj.
- Mamy rezerwacje w hotelu, Ashley. Zrozum. Po za tym musimy odpocząć.
- Ja nigdy nie będę w stanie zrozumieć twojego toku myślenia. Rezerwacje można odwołać, tutaj na pewno jakieś hotele też są. Będąc na twoim miejscu, robiłabym wszystko, by jak najszybciej rozwiązać tą zagadkę, a ty jak na złość wszystko przeciągasz. Nie wiadomo kiedy przybędzie tu transport, a my możemy wyjść już teraz. Louis... - dokończyła siadając obok przyjaciela.
- Czasami nie mogę zrozumieć dlaczego się z Tobą przyjaźnie - pokręcił z niedowierzaniem głową. - Ale pada. Kiedy tylko tam wyjdziemy to zamarzniemy, rozchorujemy się i tyle wyjdzie z naszej wyprawy do Wielkiej Brytanii.
- Już prawie przestało. Chyba nie przestraszysz się lekkiego prószenia śniegu. Zawołaj Harry`ego, ja pójdę poszukać Kimberly i możemy iść - uśmiechnęła się zadowolona z siebie Ashley, po czym poklepała Louisa po ramieniu i udała się w stronę toalet.
- Louis, kiedyś cię zabiję za to, że tak łatwo dałeś się podejść Ashley. Jest zimno, ciemno, a żadnego hotelu nigdzie nie widać. Gdybyś jej nie posłuchał już pewnie bylibyśmy w drodze do Londynu - zbulwersowała się młodsza siostra chłopaka, wlekąc za sobą błękitną walizkę w kwiatki.
- Hey, ja wszystko słyszę - oburzyła się blondynka, przeciskając się przez zaspy. - Ja wam mówię, jestem niemalże pewna, że gdzieś tutaj jest jakiś hotel.
- Nie mogliśmy poczekać z tym do rana? - wtrącił Harry. Louis stwierdził, że chłopak wyglądał uroczo z czapką w kształcie misia, która nieustannie spadała mu na oczy. Sam nie wiedział, dlaczego nie przeszkadzał mu fakt, że nazwał Harry`ego uroczym. Według niego, to było całkiem normalne. Bo Harry, ogólnie był bardzo dziewczęcy, niesforny i słodki.
- Nie, chyba sam wiesz, że to bardzo ważne. Po za tym, nie chcesz jak najszybciej dowiedzieć się prawdy? Na twoim miejscu byłabym zaniepokojona, bo...
- Ashley! - krzyknął Louis, starając się uciszyć przyjaciółkę. - Możemy porozmawiać? - zapytał, jednak postanowił kontynuować, widząc, że blondynka, nie bardzo go zrozumiała. - Sami, na osobności. Ugh, po prostu chodź.
Louis złapał ją za nadgarstek i pociągnął do tyłu, pozostawiając Harry`ego i Kim samych.
- Czasami za dużo mówisz - warknął starszy chłopak i potarł dłoń o dłoń w celu rozgrzania się. - On nic nie wie. Chciałem mu to jakoś delikatnie przekazać.
- Nie sądzisz, że już dawno powinien być wtajemniczony? Przecież ta sprawa w dużym stopniu dotyczy jego. Oszukujesz go Louis, tak nie można - zagroziła, przeplatając dłonie na piersi.
- A nie pomyślałaś, że może się przestraszyć? Ja sam uważam, że to wszystko jest chore. Jak to, że Harry śni mi się co noc, że widzę całe jego i swoje życie w jakiejś dziwnej epoce, czuję, że powoli wariuję - jęknął, łapiąc się za głowę.
Ashley zamrugała kilkukrotnie oczyma, po czym podeszła bliżej chłopaka i przytuliła go.
- Ale możesz być pewien, że zawsze będziesz miał we mnie wsparcie, nie ważne co się stanie Louis. Pomogę ci. Harry też nie da łatwo się spławić, zbyt bardzo zależy mu na tej pracy, a nawet na tobie. Bylibyście świetnymi przyjaciółmi. Czasami daj mu szansę.
Louis w odpowiedzi tylko bardziej wtulił się w ciało dziewczyny.
- Chyba znaleźliśmy jakieś miejsce do odpoczynku.
Do uszu Louisa dobiegł głos Harry`ego, który stał kilka metrów dalej. Był lekko zdyszany i cały w śniegu. Wyglądało na to, że zaliczył bliski kontakt, z jedną z wielu zasp. Stał wyprostowany i wpatrywał się w dwójkę, stojącą na przeciwko niego.
- W takim razie prowadź.
Hotel, o ile tak można było nazwać bardzo stary budynek, całkowicie różnił się od tego luksusowego, pięciogwiazdkowego hotelu, w którym wcześniej mieli zamieszkać. Niegdyś to miejsce musiało wyglądać pięknie, ale czas działał na jego niekorzyść. Stare okiennice przysłonięte były długimi, ciemno-zielonymi zasłonami, a na ciemnych ścianach zawieszone zostały obrazy ludzi i krajobrazów z innej epoki. Jeden szczególnie przykuł uwagę Louisa. Mianowicie przedstawiający wielką polanę, łudząco przypominającą tą, z jego snów. Przecież to nie mogło być możliwe, on jej nigdy nie widział, dlatego wmawiał sobie, że to tylko i jedynie wytwór jego wyobraźni.
Hol był bardzo duży i właściwie nie wiedziałby gdzie udać się do recepcji, gdyby nie Harry. Styles był osobą strasznie roztrzepaną, prawie nigdy nie wiedział co dzieje się w okół niego, bo zawsze pochłonięty był przez swój magiczny świat książek, których przeczytał bardzo dużo. Po za tym Louis, ale nie tylko on, uważał, że Harry to najbardziej pechowa osoba jaką znał. Potrafił przewrócić się na prostej drodze, kiedy nic nie leżało mu pod nogami. I tak było tym razem, jednak sprawcą jego upadku był podniesiony kant dywanu. W holu rozniósł się huk i jęk chłopaka, skarżącego się, że chyba coś złamał. Louis nie mógł uwierzyć, że osoba tak nieogarnięta potrafi być tak niesamowicie dobra, w pracy, którą wykonuje. Harry zawsze spisywał się na medal, po za kilkoma małymi przypadkami, w których rozwalił szafkę na książki, którą później trzeba było wymieniać na nową.
W dużych, zaokrąglonych przy górze drzwiach stanęła kobieta w średnim wieku. Jej jasne, blond włosy i promienny uśmiech sprawiał, że całkowicie nie pasowała do tamtego miejsca. Podeszła bliżej i wskazała gestem ręki, by udali się do drugiego, otwartego pomieszczenia, a mianowicie recepcji.
- Chcieliśmy zarezerwować dwa pokoje na dzisiaj, jest to możliwe? - od razu zapytała Ashley, kiedy podeszła do drewnianego kontuaru.
- Oczywiście - odpowiedziała kobieta w średnim wieku.
Louis czuł się nieswojo. Zresztą nie tylko on. Harry był w podobnej sytuacji. Nieustannie czuli przeszywający wzrok kobiety na sobie.
- Wy weźcie pokój numer dwadzieścia cztery - sięgnęła po złoty kluczyk i podała go Louisowi, który swój wzrok wbił w blat kontuaru. Unikał spojrzenia kobiety. - A wy piętnaście - tym razem zwróciła się do dziewczyn.
- Czy nie można prosić czegoś bliżej siebie? - dociekała Ashley.
- Przykro mi, wszystkie inne pokoje są już zajęte - odpowiedziała spokojnie, po czym posłała Harremu oraz Louisowi znaczący uśmiech.
Nic nie dzieje się bez przyczyny. Nawet na pozór nic nie znaczący numer, może być kluczem do rozwiązania zagadki...
20 wrzesień 1801 rok.
Nie ma żadnych smutków, żadnego bólu – jeśli
jestem tylko z tobą
jestem tylko z tobą
Słońce już dawno schowało się za horyzontem, a na niebie ukazał się srebrzysty księżyc. Robiło się coraz zimniej, ale nie przeszkadzało to im. Nawet ciemność nie była żadną przeszkodą. Liczyło się najbardziej to, że byli obok siebie, że mogli w jakiś sposób nadrobić, że Harry w końcu się uśmiechnął.
Byli już daleko od polany, w której spędzali większość swojego czasu. Szli kamienistymi ścieżkami, które prowadziły - donikąd. Tak przynajmniej zdawało się Louisowi. Spacerowaliby dalej, gdyby nie ulewa, która przyszła tak nagle. Wcale nie ruszyli w drogę powrotną, pobiegli na przód, a po chwili ukazało się im niewielkie miasteczko. Mimo, iż wcale nie znajdowało się tak bardzo daleko od ich domu, nigdy wcześniej nie mieli okazji go odwiedzić.
Wszystkie domy zostały szczelnie zamknięte, w żadnym z nich nie paliło się światło, ani jeden strumyk jasności, ani jeden płomień.
I już tracili nadzieję, że jakkolwiek schronią się przed nasilającą się ulewą, kiedy Harry dostrzegł większy budynek, w którym drzwi były uchylone. Bez namysłu pociągnął w tamtą stronę Louisa. Jak okazało się później, budynek był zajazdem, w którym goszczono ludzi, przyjeżdżających z innych miast. Przywitała ich uśmiechnięta, blond włosa kobieta w średnim wieku i wręczyła kluczyk do pokoju, by mogli przeczekać ulewę. Był to dla niej zaszczyt gościć dwóch młodych następców tronów króla Wielkiej Brytanii. Jednak nie była to ostatnia noc spędzona w owym budynku. Jeszcze wiele razy mieli do niego wrócić.
21 wrzesień 1801 rok, ranek.
Louis wrócił do dworku zmęczony po całonocnym spacerze. Nie spał wcale. Miał wielką ochotę położyć się i spać do kolejnego wschodu słońca. Jednak nie było mu to dane, ponieważ został zawołany przez Rose, która znikąd pojawiła się w jego pokoju. Blondynka była pokojówką, taką osobistą służącą Louisa, ale również jego przyjaciółką. Przez te lata nawiązali ze sobą świetny kontakt. W dworku mieszkała od małego, kiedy jeszcze jej mama, służyła jego ojcu. Niestety kobieta zmarła, kiedy Rose miała piętnaście lat i od tamtej pory musiała przejąć wszystkie obowiązki należące do jej rodzicielki.
- Twój ojciec cię wołał. Jest zły - stwierdziła kładąc na stoliku obok łóżka nową pościel na zmianę. - Uważaj na siebie Louis - powiedziała, a chłopak uśmiechnął się tylko i wyszedł z pokoju. Od razu pokierował się w stronę gabinetu jego ojca, w którym najczęściej siedział w dużym fotelu obok rozpalonego kominka. Zatrzymał się przed dużymi drzwiami, i po krótkim namyśle zapukał w nie lekko. Nie miał pojęcia, czego może się spodziewać.
Kiedy usłyszał ciche zaproszenie, wszedł do środka i spojrzał na starszego mężczyznę, który niegdyś był dla niego wzorem i autorytetem. Zmieniło się to po tym, kiedy zabronił mu widzenia się z Harrym. To pozbawiło go wysokiej pozycji w sercu Louisa. Teraz był tylko jego ojcem, nic nie znaczącym.
- Chyba wiesz, po co zawołałem cie tutaj - zaczął mężczyzna, zamykając grubą książkę z hukiem, po czym odłożył ją na ciemne biurko. Louis kiwnął głową. Nie miał pojęcia. - Doskonale wiesz, że nie chcę, abyś widywał się z Harrym - warknął.
- Skąd ty o tym wiesz? - zapytał niebieskooki, zaciskając dłonie w pięści.
- Louis, jest naprawdę wiele możliwości tego, aby dowiedzieć tego, co robisz, kiedy nie ma cię w domu. Wczoraj miałeś lekcje szermierki, nie pojawiłeś się na nich. Podobnie jak na noc. Rozumiem, jesteś już dorosły, ale póki mieszkasz pod moim dachem i póki nie sprawujesz władzy w państwie masz słuchać mnie - zażądał. - Jeżeli nie zaprzestaniesz się widywania z Harrym, cały mój majątek odziedziczy twój młodszy brat - zagroził mężczyzna.
- Przecież Harry to mój najlepszy przyjaciel! Nie mogę po prostu zerwać z nim kontaktów. Zależy mi na nim - powiedział cicho Louis, starając się nie wybuchnąć.
- Teraz masz inne rzeczy na głowie. Chociażby Sabrine. Za niedługo przypłynie do Londynu. I nie zapomnij o tym, co mówiłem przed chwilą. Wcale nie żartowałem, Louis.
Chłopak skinął tylko posłusznie głową i wycofał się z pomieszczenia. Kiedy wyszedł na oświetlony świecami długi korytarz, miał ochotę krzyczeć. Bo odbieranie mu Harry`ego, było jak niszczenie jego całego świata.
Jesteś moją jedyną drogą
Jesteś moim niebem
Od autorki: Rozdział nie sprawdzany, więc przepraszam za błędy. Cóż, wiem że jak na razie dzieje się bardzo mało. Mogę wam obiecac, że w rozdziale 5 będzie więcej akcji. Już zaczęłam nawet pisac i dodałam wątek, którego w planie nie było, myślę, że dosyc ciekawy, przynajmniej mi się podoba :D. Wiem też, że prawie miłości i czułości tutaj nie ma, był jeden pocałunek w prologu i tyle. Ale bądźcie cierpliwi, już niedługo! Jak pewnie zauważyliście zmieniłam wygląd bloga, żal mi było tamtego nagłówka... Ale sami zadecydujcie, czy ten szablon mam zostawic czy powrócic do tamtego ;3
Kolejny rozdział najprawdopodobniej dodam w weekend, a jeżeli napiszę go szybko, to dodam wcześniej.
I jeżeli czytacie, to proszę, pozostawcie po sobie jakiś ślad.
Jeżeli chcecie ze mną porozmawiac to śmiało piszcie na tt @uszati lub na gg 13965080
tak więc, rozdział - Cudowny, wspaniały i tak dalej. Staram się być cierpliwa,ponieważ jestem tak strasznie ciekawa, co się będzie działo, no że kurde .. rozrywa mi mózg .XD
OdpowiedzUsuńwięcej się nie wypowiadam, bo prawdopodobnie zacznę wypisywać głupoty.
SZALBON ZAJEBISTY .; DD
Pozdrawiam. xx :)
http://wszystkotrwadopokisamtegochcesz.blogspot.com/
Genialny rozdział. Masz ogromny talent, którego pewnie nie jedna osoba ci zazdrości, w czym ja ; )
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie www.stylinson--another--world.blogspot.com
Świetny rozdział:) Ojciec Louis'a jest okropny! Czyżby Lou i Harry, mieli wspólne łóżko? ^_^
OdpowiedzUsuńUwielbiam Twoje opowiadanie, jest takie... normalnie się czuje, jakbym czytała książkę tylko w Internecie:) Fenomenalnie napisane, wspaniały pomysł, rewelacje:3
Nie lubię Cie,b o nie lubię osób, którym czegoś zazdroszczę, a Tobie cholernie zazdroszczę talentu, którego ja, za grosz nie posiadam =.= Ale nie przyszłam się tu żalić, tylko zachwycać ^_^
CO do szablonu, czcionka mogłaby by troszkę ciemniejsza, ponieważ z moim wzorkiem, który powinien trafić do okulisty, musiałam sobie podświetlać tekst:) Tak to jest zarąbisty:D
Do następnego, bo jestem ciekaw piąteczki, po notatce od autorki :3
Łooo. Weź wyjdź, bo za fajnie piszesz :D Genialne po prostu! Rozdział nie jest nudny, bardzo mi się podobał, jest to jeden z lepszych rozdziałów. Świetna notka, świetnie piszesz, świetny szablon :)
OdpowiedzUsuńNo, a teraz idę się uczyć na sprawdzian xD
MUUUUU~!!! :)
Masz rację, nie ma na razie za dużo czułości itd., ale nawet tego nie zauważyłam wcześniej, dopiero teraz gdy to napisałaś. A to dlatego, że opowiadanie jest naprawdę ciekawe, intrygujące i już się nie mogę doczekać następnego rozdziału <3
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że nie napiszę nic więcej, ale już usypiam. To była moja lektura na dobranoc ;)
shouldletyougo.blogspot.com
no-cases.blogspot.com
Nie ma czułości? Jak to?
OdpowiedzUsuńKolor czcionki do wymiany.. a rozdział, jak zawsze niesamowity :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam ten szablon. No nagłówek jest po prostu WSPANIALY. I rozdział jak zwykle też. Mogę sobie wyobrazić jak musiała Louisa zaboleć wieść, że nie może już dłużej przyjaźnić się z Harrym... Ludzie dorośli zabraniają czegoś, nie patrząc, że krzywdzą tym własne dzieci. To taka ignorancja! Nie mogę się doczkać, kiedy w końcu Lou wyzna prawdę o obrazie Harry'emu. I jaram się faktem, że będą razem mieszkać w jednym pokoju, w hotelu na odludziu, gdzie wszystko zostanie wyjaśnione...
OdpowiedzUsuńNo czekam na piąty rozdział, którym zapewne znowu mnie rozbroisz.
Ps. sorki, że dopiero teraz.
Uwielbiam, dziękuję Ci za to. Czekam na następny.
OdpowiedzUsuńTrzymaj się <3