17 czerwca 1795 roku.
Kilka dni później pogoda w Londynie jakby zbuntowała się i zamiast pięknego słońca, które górowało na niebie przez dłuższy czas - spadały pojedyncze, zimne krople letniego deszczu. Chłodny wiatr potrząsał drzewami, których korony opornie uginały się ku ziemi, równocześnie szumiąc przy tym dźwięcznie, ale cicho.Ta ponura pogoda jakby zwiastowała ciąg kolejnych wydarzeń, które miały zmienić Harry`ego, jak i Louisa.
Starszemu chłopakowi było bardzo ciężko z tym, co ma do przekazania swojemu młodszemu przyjacielowi, bo nie chciał go zranić. Trzynastolatek był dla niego bardzo ważny, wyjątkowy, niepowtarzalny. Chciał być przy nim do końca swoich dni, a nawet dłużej, bo czuł się zobowiązany względem niego, bo kochał go całym swoim sercem, ale wtedy jeszcze nie był w stanie tego zrozumieć, jak wielkim uczuciem darzy Harry`ego.
Poprosił chłopaka, by spotkał się z nim na tej samej polanie, na której widzieli się po raz ostatni. Usiadł na trawie pod wysokim drzewem, nie zwracając uwagi na to, czy zmoczy swoje ubranie. Myślał jedynie o tym, czy jakkolwiek może przeciwstawić się swoim rodzicom i ich woli, która została mu narzucona, nie wysłuchując nawet jego sprzeciwów. Nie chciał zmian. Było mu dobrze, nawet, jeżeli musiał wymykać się z domu tak, aby nikt go nie zauważył - tylko po to, by ujrzeć uśmiechniętą twarz szatyna. Byli prawdziwymi przyjaciółmi. Jeden dla drugiego był w stanie poświęcić wszystko, swoje życie również.
Kiedy usłyszał rozkaz swoich rodziców, miał ochotę uciec. Miał tylko piętnaście lat, ale twierdził, że byłby w stanie się poświęcić, zrezygnować z całego majątku, który po śmierci jego ojca należałby do niego, a nawet nie starać o względy u samego króla, dzięki czemu później z łatwością mógłby przejąć władzę w kraju. Nie chciał tego. Chciał po prostu być szczęśliwy, móc więcej czasu poświęcać chłopakowi z burzą loków na głowie. Ale wiedział, że jeżeli zrobi cokolwiek, co nie spodoba się jego rodzicom, narazi nie tyle siebie, co swojego przyjaciela.
Znali się jeszcze długo przed tym, zanim ich rodziny skłóciły się na dobre. Pierwszy raz spotkali się w posiadłości państwa Stylesów. Na wiosnę, roku 1787 głowa rodziny loczka zaprosiła Tomlinsonów na uroczysty obiad. Ich rodzice żyli w bardzo dobrych relacjach. Wspierali siebie nawzajem, pomagali sobie i życzyli wszystkiego najlepszego. Wtedy siedmioletni wówczas Harry oraz dziewięcioletni Louis złapali ze sobą znakomity kontakt. Dzieciom w ich wieku często zdarzały się kłótnie, jakieś niewyjaśnione sytuacje, natomiast ta dwójka dogadywała się świetnie. We wszystkim potrafili odnaleźć wspólny język, wszystko robili razem. Szybko zaprzyjaźnili się, toteż ich rodzicie starali się sprawić, by chłopcy widzieli się jak najczęściej. Jednakże trzy lata później pewna wiadomość zmieniła wszystko na gorsze. Louis doskonale pamiętał ten dzień. Poprosił wtedy ojca, by zabrał go do Harry'ego, chciał mu koniecznie pokazać książkę, którą znalazł w pokoju swojego dziadka. Wydawała mu się bardzo ciekawa, a wiedział, że jego przyjaciel, mimo bardzo młodego wieku, kochał czytać, wiedział też, że spodoba się mu. Jednak wtedy jego ojciec odmówił.
"- Nie możesz widywać się z Harrym, Louis. Ta rodzina jest całkiem inna, niż wydawała się do tej pory. Znajdziesz lepszego przyjaciela. Cedric jest świetnym kandydatem."
Louis skrzywił się nieznacznie na to wspomnienie. Dokładnie to samo uważała rodzina Harry'ego, dlatego od tamtego czasu organizowali spotkania na własną rękę. Zazwyczaj widywali się na polanie, czasami nad stawem, a jeszcze innym razem na rynku - w samym sercu Londynu, skąd wybierali się na piesze spacery poza miasto. Jednak później brakowało im czasu na spotkania. Obaj zostali "przygnieceni ciężarem rzeczywistości". Oboje ubiegali się o następstwo tronu Wielkiej Brytanii, oboje pochodzili ze znakomitych, bogatych, szlacheckich rodów, ale żaden z nich nie chciał takiego życia, wystarczało im, że są razem, że każdy z nich ma cudownego, niezawodnego przyjaciela.
- Louis? - do starszego chłopaka dobiegł znajomy mu głos. Uniósł głowę do góry i spojrzał na Harry'ego, a właściwie na jego całkowicie mokre od deszczu włosy, które uparcie lepiły się do jego czoła. - Co tak pilnego masz mi do powiedzenia? - zapytał, lekko unosząc lewą brew ku górze, po czym pomógł wstać przyjacielowi z ziemi.
Louis zacisnął mocno swoje wąskie wargi. Nie chciał mu tego mówić.
- Wyjeżdżam, Harry - odpowiedział krótko, zaciskając dłonie w pięści. - Do Francji. Nie jestem w stanie stwierdzić, na jak długo. Nie wiem też, dlaczego - dodał po chwili, po czym spojrzał na Harry'ego. Stał w tym samym miejscu, co przedtem, mianowicie kilka centymetrów od niego. Był smutny, emocje malowały się na jego bladej twarzy. - Nie chcę cię opuszczać - powiedział, przytulając do siebie przyjaciela. Przez chwilę loczek stał w bezruchu, jednak po kilku sekundach przyległ do ciała Louisa. Podobnie, jak jego przyjaciel, nie chciał rozstania.
- Też tego nie chcę, Harry. Ale to konieczne - wydusił po dłuższej chwili ciszy i oderwał się od chłopaka. - Poprosiłem cię o to, abyś tu przyszedł, bo chciałem się pożegnać. Nie zapomnisz o mnie, prawda? - zapytał z nadzieją w drżącym głosie.
- Będę pamiętał. Ale obiecaj mi, że wrócisz i spędzimy cały dzień razem, a nawet i więcej. Tylko o to cię proszę. Nie zawiedź mnie, Louis.
Tomlinson skinął twierdząco głową i uśmiechnął się delikatnie.
- Obiecuję, Harry - odpowiedział. I nie czekał długo, by chłopak zniknął za puszczą drzew. Obrócił się i wszedł na długą, kamienistą ścieżkę, czując, jak serce powoli słabnie. Bo wiedział, że po raz ostatni w ciągu najbliższych miesięcy, a może i nawet lat, widzi Harry`ego.
29 listopada 2012 roku.
Po raz dziesiąty uważnie przeglądnął stosik papierów, które leżały na biurku jego ojca. Zniecierpliwiony zaglądał do wszystkich szuflad i szafeczek, jakie tylko przychodziły mu do głowy.
- Kim, wiesz, gdzie ojciec ma książeczkę z numerami telefonów? - zapytał siostrę, która właśnie przechodziła obok domowego biura. Zatrzymała się w półkroku i podeszła do dużych drzwi, po czym spojrzała na swojego brata, który wciąż był w pidżamie, która swoją drogą była dosyć urocza, a szczególnie jej dół.
- Nie, ale mogę poszukać, bo odwołali nam dzisiaj zajęcia. Ostatni raz widziałam ją gdzieś w kuchni, ale później chyba wziął ją ze sobą do biura - stwierdziła, w międzyczasie przegryzając marchewkę. - A ty jeszcze nie w muzeum? Już po dwunastej. Doskonale wiesz, że ojciec nie znosi twojego lenistwa.
- To nie lenistwo, jestem zmęczony z przepracowania. Dlatego tak późno wstaję.
- Jasne, wmawiaj to sobie - zaśmiała się cicho, po czym podeszła do brata. - A tak w ogóle po co ci ten notes? Z tego, co wiem, ojciec zapisuje tam tylko numery telefonów jakichś ludzi, od których przychodziły różne antyki. Danych ładnej, cycatej blondynki tam raczej nie znajdziesz, przykro mi!
Louis pokręcił bezradnie głową i westchnął ciężko.
- Tak, Kimmy, właśnie tego szukałem. Dziękuję ci bardzo za informację - odpowiedział sarkastycznie, następnie zostawił papiery w spokoju i wyminął siostrę w wejściu. Wbiegł krętymi schodami na górę, po czym wpadł do swojego pokoju, niczym burza. Zaczął ściągać czerwone spodnie od pidżamy w biało-zielone misie i na ich miejsce założył tego samego koloru obcisłe rurki, jednak bez świątecznego wzoru. Na nagi tors ubrał jeszcze podkoszulek w paski, założył szelki i z fotela zabrał ciepły, rozpinany sweter, który narzucił na ramiona, w momencie, kiedy ponownie znalazł się na dole przy frontowych drzwiach.
- Louis! - krzyknęła Kimberly, biegnąc za bratem, który właśnie wychodził. - Ashley dzwoni, chce się z tobą spotkać - powiedziała, po czym wyciągnęła dłoń, w której trzymała urządzenie. - Do ciebie dodzwonić się nie mogła.
- Nie słyszałem telefonu - stwierdził, zakładając czapkę na głowę i owinął szyję szalikiem oraz założył jasny płaszcz. - Powiedz jej, że będę na nią czekał o osiemnastej w Starbucksie - powiedział w pośpiechu, następnie wyszedł z domu, trzaskając za sobą drzwiami.
Zwinnie przemykał pomiędzy korytarzami i udał się do sali, która schowana była koło biura jego ojca. Rzadko tam przebywał, głównie zaglądał tam tylko po to, aby zabrać jakieś książki, które przydawały mu się podczas pracy nad obrazami. Jednak większość potrzebnych materiałów trzymał w swojej pracowni, do której zazwyczaj nie wchodził nikt, prócz Louisa.
Sam nie wiedział, czego dokładnie będzie szukać w muzealnej bibliotece. Zawsze, kiedy dostawał do zbadania obraz, wiedział, kto go namalował. Tym razem był tylko pewny roku jego namalowania oraz tego, że widział na nim siebie oraz swojego asystenta. Oczywiście mógł bazować na swoim śnie, w którym padło imię autora dzieła, ale nie był przekonany o jego słuszności.To zdecydowanie nie było normalne. Ani to, że Harry śnił mu się co noc. Bo on był tylko asystentem - osobą, której, jak mu się wydawało, wcale nie znał. Jednak chłopak pracujący w bibliotece był mu znacznie bliższy, niż ktokolwiek inny. Bo nie znali się wcale od roku, kiedy to ojciec Louisa przyjął go na stanowisko bibliotekarza oraz pomocnika swojego syna. Znali się znacznie dłużej, ponad dwieście lat z długą przerwą, kiedy ich dusze, mimo że były oddalone od siebie, pragnęły się spotkać.
Harry usłyszał ciche skrzypnięcie drzwi, które rozniosło się echem po pogrążonej w ciszy bibliotece. Zdziwił się lekko, bo rzadko ktoś tu zaglądał. Wyjrzał zza regału, na którym dosłownie kilka sekund wcześniej ustawił stertę książek.
Jedną dłonią złapał się drewnianej półki, by wychylić się znad niej i mieć lepszy widok na osobę, która zakłóciła jego spokój, natomiast drugą odgarnął kosmyk skręconych włosów, które uciążliwie spadały mu na czoło, przy okazji zasłaniając cały widok na wielkie, jasne pomieszczenie.
Kiedy Harry zobaczył znajomą mu koszulkę w paski i obcisłe, opięte na pośladkach czerwone spodnie, uśmiechnął się najszerzej, jak potrafił. Cieszył go widok Louisa odwiedzającego bibliotekę w samo południe i sam nie wiedział, dlaczego tak jest. Po prostu kiedy Tomlinsom przebywał blisko Loczka, ten czuł przyjemne ciepło, był szczęśliwy, że jest blisko niego.
- Harry? Mógłbyś mi pomóc? - zapytał starszy chłopak, rozglądając się po pomieszczeniu. Słychać było jedynie jego kroki oraz przyśpieszony oddech Harry'ego, który, jak zahipnotyzowany, nie potrafił się odezwać. Tylko stał, wpatrując się w swojego przełożonego. Delikatnie, aczkolwiek subtelnie, przygryzł dolną wargę ust, po czym podtrzymał się drewnianej półki mocniej, co okazało się wielkim błędem, ponieważ nie wytrzymała ona takiego ciężaru i razem ze wszystkimi książkami oraz przestraszonym Harrym runęła w dół, chwilę później uderzając o podłogę z wielkim hukiem. Cudem udało mu się nie krzyknąć, kiedy kilka książek w twardej oprawie spadło z samej góry prosto na jego głowę. Jedynie cicho jęknął i pomasował obolałe miejsce kilka razy. W tym momencie Louis obrócił w kierunku donośnego dźwięku i z trudem powstrzymał się od wybuchu śmiechu, widząc minę młodszego chłopaka.
- Wszystko w porządku? - zapytał, podchodząc do Harry'ego i wyciągając ku niemu zimną dłoń. Loczek złapał za nią i podniósł się do pozycji stojącej.
- Te regały są zdecydowanie zbyt słabe i kruche - powiedział cicho, rumieniąc się, i spuścił wzrok na swoje czarne buty, które w tamtej chwili wydawały się wyjątkowo interesujące. Zacisnął wargi w wąską linię, tak mocno, że po chwili stały się sine.
- Po powrocie powiem tacie, żeby je wymienił - oznajmił, siadając przy niewielkim, drewnianym stoliku. - Właściwie przyszedłem tutaj po pomoc. Będziesz mi potrzebny, a raczej twoje książki - dodał po chwili. - Szukam czegoś z XIX wieku, coś związanego z historią w Wielkiej Brytanii.
- Co konkretnie? - wyjąkał młodszy, starając się unikać kontaktu wzrokowego z Louisem. Wystarczyło mu to, że przez niego, a właściwie swoją nieuwagę, oberwał dosyć mocno w głowę.
- Nie mam pojęcia. Sam chciałbym wiedzieć, co dokładnie jest mi potrzebne. Jak na razie jestem w jakimś błędnym kole - mruknął, wzdychając ciężko.
Harry skinął twierdząco głową na znak, że rozumie, po czym ruszył w stronę regału, na którym stały najstarsze i najmniej używane księgi. Zabrał jeszcze kilka tych nowszych i położył je przed chłopakiem.
- Jaki tym razem dostałeś obraz?
Louis zamilkł. Nie miał pojęcia, co może mu odpowiedzieć. Gdyby wyjawił prawdę, prawdopodobnie Styles wziąłby go za nienormalnego, dlatego też wolał uniknąć pewnych szczegółów.
- Jacyś przyjaciele - mruknął. - Arystokraci, czy coś w ten deseń. Na razie nie chcę nic mówić, dopóki nie zbadam tego obrazu. Chcę być wszystkiego pewien.
- Może mam ci jakoś pomóc? - wtrącił Harry, siadając naprzeciwko niego.
- Myślę, że poradzę sobie sam, ale jeśli będziesz mi potrzebny, to powiem. Jak na razie możesz zrobić mi kawy - uśmiechnął się tak, jak to miał w zwyczaju, a Harry pospiesznie, ale niechętnie, wykonał jego polecenie.
Siedział na wygodnym krzesełku przy dużym oknie z widokiem wychodzącym na miasto.W kawiarni było ciepło, ale też dość tłoczno. Co jakiś czas uderzał palcami o blat szklanego stołu, oczekując na swoją przyjaciółkę, która zjawiła się równo o osiemnastej.
- I jak badania nad obrazem? - zapytała, wcześniej całując Louisa w policzek na przywitanie.
- Stoję w miejscu - odpowiedział niezadowolony, wpatrując się w filiżankę ciepłej kawy. - Nie mam nic. Przez pięć i pół godziny siedziałem z Harrym w bibliotece, nie wiedząc nawet, czego szukać. Przejrzeliśmy wszystko, ale nie znalazłem żadnej wzmianki ani o malarzu z mojego snu, ani o żadnych następcach tronu w roku 1801. Mam dość. Jeśli tak ma wyglądać moja praca, to powiem ojcu, że rezygnuję, bo nie mam siły. Nie widać efektów.
- Zbyt szybko się poddajesz, Louis - stwierdziła Ashley, sięgając do swojej torby. - Ale na szczęście ja mam dla ciebie dobre wieści - uśmiechnęła się szeroko, a Louis tylko spojrzał na nią zdziwiony. - Wstąpiłam dzisiaj do Kimmy, bo nie zabrałam wczoraj od ciebie swetra. Powiedziała mi, że szukałeś książki telefonicznej ojca. Od razu pomyślałam, że ma to coś związanego z tym, co mówiłam ci wczoraj. Znalazłyśmy ten notes, był w jego sypialni - wyciągnęła z torby białą karteczkę, na której niewyraźnie było coś napisane. - I mam numer tego chłopaka, który znalazł obraz. Zayn, o ile dobrze pamiętam. Mieszka niedaleko Londynu. Mamy pierwszą wskazówkę! - krzyknęła rozradowana, klaszcząc w dłonie. Nawet nie przejęła się, że kilkoro ludzi, którzy nie podzielali jej entuzjazmu, dziwnie na nią spojrzało.- Teraz tylko wystarczy, że polecimy tam i znajdziemy drugą część układanki.
Louis otworzył szerzej oczy i zabrał kartkę z numerem telefonu ze stolika.
- Żartujesz, prawda? Chcesz tak po prostu lecieć do Wielkiej Brytanii, żeby zapytać się jakiegoś chłopaka o obraz? Z całym szacunkiem, ale myślę, że lepiej będzie jednak odpuścić.
Ashley prychnęła pod nosem, kręcąc przy tym głową.
- Nie. Słuchaj, nie ciekawi cię ta cała historia związana z postaciami z obrazu? Przecież, do licha, jesteś na nim ty i twój asystent, a przynajmniej osoba łudząco podobna do niego. To dziwne, ale strasznie ciekawe. Poza tym zawsze chciałam zwiedzić Londyn, a ten chłopak mieszka tylko kilkadziesiąt kilometrów za nim. Proszę, zgódź się! Weźmiemy ze sobą Kimmy, w końcu niedługo będzie przerwa świąteczna. Będzie fajnie!
- Ta przerwa świąteczna zaczyna się dopiero za trzy tygodnie, ona nie może tak po prostu olać szkoły, a ja pracy. Poza tym ojca nie ma w domu, ktoś musi się tym wszystkim zająć.
- Tomlinson! Nie denerwuj mnie! - warknęła, marszcząc czoło i mrużąc oczy. - Dzwoń po Harry'ego. Ja zajmę się biletami - oznajmiła szczęśliwa ze swojego planu.
1 marca 1799 roku.
Swoje siedemnaste urodziny spędził samotnie. Tak, jak trzy poprzednie. Bez uśmiechu Louisa, bez jego towarzystwa... Od czterech lat czuł się tak potwornie samotny, bo przestał wierzyć, że jego przyjaciel kiedykolwiek wróci. Nie pisał, nie dawał znaku życia.
Na początku było łatwo. Harry każdego dnia chodził na ich polanę i godzinami czekał na Tomlinsona. Wierzył w to, że w końcu ujrzy jego twarz. Z kolejnymi miesiącami i latami po prostu się poddał. Stwierdził, że jego nadzieja jest złudna. Nie wiedział nawet, czy Louis żyje, we Francji mogło stać się wszystko, dlatego nie był pewien. Później też zaczął wątpić w ich przyjaźń. Przecież na dobrą sprawę, kiedy Louis odszedł, był jeszcze dzieckiem. Miał trzynaście lat, nie myślał racjonalnie. Natomiast jako siedemnastolatek starał się postrzegać świat w inny sposób - w sposób, który wcale mu nie odpowiadał. Wypierał się nawet uczuć, które jasno dawały mu do zrozumienia, że Louis był dla niego kimś więcej, niż zwykłym przyjacielem. Przez te wszystkie lata zdążył zająć się innymi sprawami. Doskonale nauczył się fechtunku, jazdy konnej, gry na fortepianie, a także brał lekcje polityki, na które jego ojciec naciskał najbardziej. Zbliżył się również do Elizabeth. Stwierdził, że doskonale nadaje się na jego małżonkę i nic nie stoi na przeszkodzie, aby ją poślubić. Jego rodzice byli dumni. Kiedy przestał zadawać się z Louisem, zmienił się. Nie tylko z wyglądu, przede wszystkim z charakteru. Nie był już tym radosnym, pełnym energii dzieckiem.
Kilka dni później pogoda w Londynie jakby zbuntowała się i zamiast pięknego słońca, które górowało na niebie przez dłuższy czas - spadały pojedyncze, zimne krople letniego deszczu. Chłodny wiatr potrząsał drzewami, których korony opornie uginały się ku ziemi, równocześnie szumiąc przy tym dźwięcznie, ale cicho.Ta ponura pogoda jakby zwiastowała ciąg kolejnych wydarzeń, które miały zmienić Harry`ego, jak i Louisa.
Starszemu chłopakowi było bardzo ciężko z tym, co ma do przekazania swojemu młodszemu przyjacielowi, bo nie chciał go zranić. Trzynastolatek był dla niego bardzo ważny, wyjątkowy, niepowtarzalny. Chciał być przy nim do końca swoich dni, a nawet dłużej, bo czuł się zobowiązany względem niego, bo kochał go całym swoim sercem, ale wtedy jeszcze nie był w stanie tego zrozumieć, jak wielkim uczuciem darzy Harry`ego.
Poprosił chłopaka, by spotkał się z nim na tej samej polanie, na której widzieli się po raz ostatni. Usiadł na trawie pod wysokim drzewem, nie zwracając uwagi na to, czy zmoczy swoje ubranie. Myślał jedynie o tym, czy jakkolwiek może przeciwstawić się swoim rodzicom i ich woli, która została mu narzucona, nie wysłuchując nawet jego sprzeciwów. Nie chciał zmian. Było mu dobrze, nawet, jeżeli musiał wymykać się z domu tak, aby nikt go nie zauważył - tylko po to, by ujrzeć uśmiechniętą twarz szatyna. Byli prawdziwymi przyjaciółmi. Jeden dla drugiego był w stanie poświęcić wszystko, swoje życie również.
Kiedy usłyszał rozkaz swoich rodziców, miał ochotę uciec. Miał tylko piętnaście lat, ale twierdził, że byłby w stanie się poświęcić, zrezygnować z całego majątku, który po śmierci jego ojca należałby do niego, a nawet nie starać o względy u samego króla, dzięki czemu później z łatwością mógłby przejąć władzę w kraju. Nie chciał tego. Chciał po prostu być szczęśliwy, móc więcej czasu poświęcać chłopakowi z burzą loków na głowie. Ale wiedział, że jeżeli zrobi cokolwiek, co nie spodoba się jego rodzicom, narazi nie tyle siebie, co swojego przyjaciela.
Znali się jeszcze długo przed tym, zanim ich rodziny skłóciły się na dobre. Pierwszy raz spotkali się w posiadłości państwa Stylesów. Na wiosnę, roku 1787 głowa rodziny loczka zaprosiła Tomlinsonów na uroczysty obiad. Ich rodzice żyli w bardzo dobrych relacjach. Wspierali siebie nawzajem, pomagali sobie i życzyli wszystkiego najlepszego. Wtedy siedmioletni wówczas Harry oraz dziewięcioletni Louis złapali ze sobą znakomity kontakt. Dzieciom w ich wieku często zdarzały się kłótnie, jakieś niewyjaśnione sytuacje, natomiast ta dwójka dogadywała się świetnie. We wszystkim potrafili odnaleźć wspólny język, wszystko robili razem. Szybko zaprzyjaźnili się, toteż ich rodzicie starali się sprawić, by chłopcy widzieli się jak najczęściej. Jednakże trzy lata później pewna wiadomość zmieniła wszystko na gorsze. Louis doskonale pamiętał ten dzień. Poprosił wtedy ojca, by zabrał go do Harry'ego, chciał mu koniecznie pokazać książkę, którą znalazł w pokoju swojego dziadka. Wydawała mu się bardzo ciekawa, a wiedział, że jego przyjaciel, mimo bardzo młodego wieku, kochał czytać, wiedział też, że spodoba się mu. Jednak wtedy jego ojciec odmówił.
"- Nie możesz widywać się z Harrym, Louis. Ta rodzina jest całkiem inna, niż wydawała się do tej pory. Znajdziesz lepszego przyjaciela. Cedric jest świetnym kandydatem."
Louis skrzywił się nieznacznie na to wspomnienie. Dokładnie to samo uważała rodzina Harry'ego, dlatego od tamtego czasu organizowali spotkania na własną rękę. Zazwyczaj widywali się na polanie, czasami nad stawem, a jeszcze innym razem na rynku - w samym sercu Londynu, skąd wybierali się na piesze spacery poza miasto. Jednak później brakowało im czasu na spotkania. Obaj zostali "przygnieceni ciężarem rzeczywistości". Oboje ubiegali się o następstwo tronu Wielkiej Brytanii, oboje pochodzili ze znakomitych, bogatych, szlacheckich rodów, ale żaden z nich nie chciał takiego życia, wystarczało im, że są razem, że każdy z nich ma cudownego, niezawodnego przyjaciela.
- Louis? - do starszego chłopaka dobiegł znajomy mu głos. Uniósł głowę do góry i spojrzał na Harry'ego, a właściwie na jego całkowicie mokre od deszczu włosy, które uparcie lepiły się do jego czoła. - Co tak pilnego masz mi do powiedzenia? - zapytał, lekko unosząc lewą brew ku górze, po czym pomógł wstać przyjacielowi z ziemi.
Louis zacisnął mocno swoje wąskie wargi. Nie chciał mu tego mówić.
- Wyjeżdżam, Harry - odpowiedział krótko, zaciskając dłonie w pięści. - Do Francji. Nie jestem w stanie stwierdzić, na jak długo. Nie wiem też, dlaczego - dodał po chwili, po czym spojrzał na Harry'ego. Stał w tym samym miejscu, co przedtem, mianowicie kilka centymetrów od niego. Był smutny, emocje malowały się na jego bladej twarzy. - Nie chcę cię opuszczać - powiedział, przytulając do siebie przyjaciela. Przez chwilę loczek stał w bezruchu, jednak po kilku sekundach przyległ do ciała Louisa. Podobnie, jak jego przyjaciel, nie chciał rozstania.
To koniec, wygląda na to, że to już koniec.
Historia, którą stworzyliśmy, poszła na marne.
Tak łatwo się rozdzielamy*
- Nie zostawiaj mnie - poprosił, czując, jak z jego oczu powoli spływają łzy, równocześnie mieszając się z kroplami deszczu. - Nie chcę, żebyś mnie zostawiał. Historia, którą stworzyliśmy, poszła na marne.
Tak łatwo się rozdzielamy*
- Też tego nie chcę, Harry. Ale to konieczne - wydusił po dłuższej chwili ciszy i oderwał się od chłopaka. - Poprosiłem cię o to, abyś tu przyszedł, bo chciałem się pożegnać. Nie zapomnisz o mnie, prawda? - zapytał z nadzieją w drżącym głosie.
- Będę pamiętał. Ale obiecaj mi, że wrócisz i spędzimy cały dzień razem, a nawet i więcej. Tylko o to cię proszę. Nie zawiedź mnie, Louis.
Tomlinson skinął twierdząco głową i uśmiechnął się delikatnie.
- Obiecuję, Harry - odpowiedział. I nie czekał długo, by chłopak zniknął za puszczą drzew. Obrócił się i wszedł na długą, kamienistą ścieżkę, czując, jak serce powoli słabnie. Bo wiedział, że po raz ostatni w ciągu najbliższych miesięcy, a może i nawet lat, widzi Harry`ego.
Zamierzam ruszyć w wehikule czasu.
Jeżeli będę zdolny, aby spotkać cię ponownie,
Nie będę prosił o więcej.
Zanim stanie się to ulotnym, odległym wspomnieniem*
Jeżeli będę zdolny, aby spotkać cię ponownie,
Nie będę prosił o więcej.
Zanim stanie się to ulotnym, odległym wspomnieniem*
29 listopada 2012 roku.
Po raz dziesiąty uważnie przeglądnął stosik papierów, które leżały na biurku jego ojca. Zniecierpliwiony zaglądał do wszystkich szuflad i szafeczek, jakie tylko przychodziły mu do głowy.
- Kim, wiesz, gdzie ojciec ma książeczkę z numerami telefonów? - zapytał siostrę, która właśnie przechodziła obok domowego biura. Zatrzymała się w półkroku i podeszła do dużych drzwi, po czym spojrzała na swojego brata, który wciąż był w pidżamie, która swoją drogą była dosyć urocza, a szczególnie jej dół.
- Nie, ale mogę poszukać, bo odwołali nam dzisiaj zajęcia. Ostatni raz widziałam ją gdzieś w kuchni, ale później chyba wziął ją ze sobą do biura - stwierdziła, w międzyczasie przegryzając marchewkę. - A ty jeszcze nie w muzeum? Już po dwunastej. Doskonale wiesz, że ojciec nie znosi twojego lenistwa.
- To nie lenistwo, jestem zmęczony z przepracowania. Dlatego tak późno wstaję.
- Jasne, wmawiaj to sobie - zaśmiała się cicho, po czym podeszła do brata. - A tak w ogóle po co ci ten notes? Z tego, co wiem, ojciec zapisuje tam tylko numery telefonów jakichś ludzi, od których przychodziły różne antyki. Danych ładnej, cycatej blondynki tam raczej nie znajdziesz, przykro mi!
Louis pokręcił bezradnie głową i westchnął ciężko.
- Tak, Kimmy, właśnie tego szukałem. Dziękuję ci bardzo za informację - odpowiedział sarkastycznie, następnie zostawił papiery w spokoju i wyminął siostrę w wejściu. Wbiegł krętymi schodami na górę, po czym wpadł do swojego pokoju, niczym burza. Zaczął ściągać czerwone spodnie od pidżamy w biało-zielone misie i na ich miejsce założył tego samego koloru obcisłe rurki, jednak bez świątecznego wzoru. Na nagi tors ubrał jeszcze podkoszulek w paski, założył szelki i z fotela zabrał ciepły, rozpinany sweter, który narzucił na ramiona, w momencie, kiedy ponownie znalazł się na dole przy frontowych drzwiach.
- Louis! - krzyknęła Kimberly, biegnąc za bratem, który właśnie wychodził. - Ashley dzwoni, chce się z tobą spotkać - powiedziała, po czym wyciągnęła dłoń, w której trzymała urządzenie. - Do ciebie dodzwonić się nie mogła.
- Nie słyszałem telefonu - stwierdził, zakładając czapkę na głowę i owinął szyję szalikiem oraz założył jasny płaszcz. - Powiedz jej, że będę na nią czekał o osiemnastej w Starbucksie - powiedział w pośpiechu, następnie wyszedł z domu, trzaskając za sobą drzwiami.
Zwinnie przemykał pomiędzy korytarzami i udał się do sali, która schowana była koło biura jego ojca. Rzadko tam przebywał, głównie zaglądał tam tylko po to, aby zabrać jakieś książki, które przydawały mu się podczas pracy nad obrazami. Jednak większość potrzebnych materiałów trzymał w swojej pracowni, do której zazwyczaj nie wchodził nikt, prócz Louisa.
Sam nie wiedział, czego dokładnie będzie szukać w muzealnej bibliotece. Zawsze, kiedy dostawał do zbadania obraz, wiedział, kto go namalował. Tym razem był tylko pewny roku jego namalowania oraz tego, że widział na nim siebie oraz swojego asystenta. Oczywiście mógł bazować na swoim śnie, w którym padło imię autora dzieła, ale nie był przekonany o jego słuszności.To zdecydowanie nie było normalne. Ani to, że Harry śnił mu się co noc. Bo on był tylko asystentem - osobą, której, jak mu się wydawało, wcale nie znał. Jednak chłopak pracujący w bibliotece był mu znacznie bliższy, niż ktokolwiek inny. Bo nie znali się wcale od roku, kiedy to ojciec Louisa przyjął go na stanowisko bibliotekarza oraz pomocnika swojego syna. Znali się znacznie dłużej, ponad dwieście lat z długą przerwą, kiedy ich dusze, mimo że były oddalone od siebie, pragnęły się spotkać.
Harry usłyszał ciche skrzypnięcie drzwi, które rozniosło się echem po pogrążonej w ciszy bibliotece. Zdziwił się lekko, bo rzadko ktoś tu zaglądał. Wyjrzał zza regału, na którym dosłownie kilka sekund wcześniej ustawił stertę książek.
Jedną dłonią złapał się drewnianej półki, by wychylić się znad niej i mieć lepszy widok na osobę, która zakłóciła jego spokój, natomiast drugą odgarnął kosmyk skręconych włosów, które uciążliwie spadały mu na czoło, przy okazji zasłaniając cały widok na wielkie, jasne pomieszczenie.
Kiedy Harry zobaczył znajomą mu koszulkę w paski i obcisłe, opięte na pośladkach czerwone spodnie, uśmiechnął się najszerzej, jak potrafił. Cieszył go widok Louisa odwiedzającego bibliotekę w samo południe i sam nie wiedział, dlaczego tak jest. Po prostu kiedy Tomlinsom przebywał blisko Loczka, ten czuł przyjemne ciepło, był szczęśliwy, że jest blisko niego.
- Harry? Mógłbyś mi pomóc? - zapytał starszy chłopak, rozglądając się po pomieszczeniu. Słychać było jedynie jego kroki oraz przyśpieszony oddech Harry'ego, który, jak zahipnotyzowany, nie potrafił się odezwać. Tylko stał, wpatrując się w swojego przełożonego. Delikatnie, aczkolwiek subtelnie, przygryzł dolną wargę ust, po czym podtrzymał się drewnianej półki mocniej, co okazało się wielkim błędem, ponieważ nie wytrzymała ona takiego ciężaru i razem ze wszystkimi książkami oraz przestraszonym Harrym runęła w dół, chwilę później uderzając o podłogę z wielkim hukiem. Cudem udało mu się nie krzyknąć, kiedy kilka książek w twardej oprawie spadło z samej góry prosto na jego głowę. Jedynie cicho jęknął i pomasował obolałe miejsce kilka razy. W tym momencie Louis obrócił w kierunku donośnego dźwięku i z trudem powstrzymał się od wybuchu śmiechu, widząc minę młodszego chłopaka.
- Wszystko w porządku? - zapytał, podchodząc do Harry'ego i wyciągając ku niemu zimną dłoń. Loczek złapał za nią i podniósł się do pozycji stojącej.
- Te regały są zdecydowanie zbyt słabe i kruche - powiedział cicho, rumieniąc się, i spuścił wzrok na swoje czarne buty, które w tamtej chwili wydawały się wyjątkowo interesujące. Zacisnął wargi w wąską linię, tak mocno, że po chwili stały się sine.
- Po powrocie powiem tacie, żeby je wymienił - oznajmił, siadając przy niewielkim, drewnianym stoliku. - Właściwie przyszedłem tutaj po pomoc. Będziesz mi potrzebny, a raczej twoje książki - dodał po chwili. - Szukam czegoś z XIX wieku, coś związanego z historią w Wielkiej Brytanii.
- Co konkretnie? - wyjąkał młodszy, starając się unikać kontaktu wzrokowego z Louisem. Wystarczyło mu to, że przez niego, a właściwie swoją nieuwagę, oberwał dosyć mocno w głowę.
- Nie mam pojęcia. Sam chciałbym wiedzieć, co dokładnie jest mi potrzebne. Jak na razie jestem w jakimś błędnym kole - mruknął, wzdychając ciężko.
Harry skinął twierdząco głową na znak, że rozumie, po czym ruszył w stronę regału, na którym stały najstarsze i najmniej używane księgi. Zabrał jeszcze kilka tych nowszych i położył je przed chłopakiem.
- Jaki tym razem dostałeś obraz?
Louis zamilkł. Nie miał pojęcia, co może mu odpowiedzieć. Gdyby wyjawił prawdę, prawdopodobnie Styles wziąłby go za nienormalnego, dlatego też wolał uniknąć pewnych szczegółów.
- Jacyś przyjaciele - mruknął. - Arystokraci, czy coś w ten deseń. Na razie nie chcę nic mówić, dopóki nie zbadam tego obrazu. Chcę być wszystkiego pewien.
- Może mam ci jakoś pomóc? - wtrącił Harry, siadając naprzeciwko niego.
- Myślę, że poradzę sobie sam, ale jeśli będziesz mi potrzebny, to powiem. Jak na razie możesz zrobić mi kawy - uśmiechnął się tak, jak to miał w zwyczaju, a Harry pospiesznie, ale niechętnie, wykonał jego polecenie.
Siedział na wygodnym krzesełku przy dużym oknie z widokiem wychodzącym na miasto.W kawiarni było ciepło, ale też dość tłoczno. Co jakiś czas uderzał palcami o blat szklanego stołu, oczekując na swoją przyjaciółkę, która zjawiła się równo o osiemnastej.
- I jak badania nad obrazem? - zapytała, wcześniej całując Louisa w policzek na przywitanie.
- Stoję w miejscu - odpowiedział niezadowolony, wpatrując się w filiżankę ciepłej kawy. - Nie mam nic. Przez pięć i pół godziny siedziałem z Harrym w bibliotece, nie wiedząc nawet, czego szukać. Przejrzeliśmy wszystko, ale nie znalazłem żadnej wzmianki ani o malarzu z mojego snu, ani o żadnych następcach tronu w roku 1801. Mam dość. Jeśli tak ma wyglądać moja praca, to powiem ojcu, że rezygnuję, bo nie mam siły. Nie widać efektów.
- Zbyt szybko się poddajesz, Louis - stwierdziła Ashley, sięgając do swojej torby. - Ale na szczęście ja mam dla ciebie dobre wieści - uśmiechnęła się szeroko, a Louis tylko spojrzał na nią zdziwiony. - Wstąpiłam dzisiaj do Kimmy, bo nie zabrałam wczoraj od ciebie swetra. Powiedziała mi, że szukałeś książki telefonicznej ojca. Od razu pomyślałam, że ma to coś związanego z tym, co mówiłam ci wczoraj. Znalazłyśmy ten notes, był w jego sypialni - wyciągnęła z torby białą karteczkę, na której niewyraźnie było coś napisane. - I mam numer tego chłopaka, który znalazł obraz. Zayn, o ile dobrze pamiętam. Mieszka niedaleko Londynu. Mamy pierwszą wskazówkę! - krzyknęła rozradowana, klaszcząc w dłonie. Nawet nie przejęła się, że kilkoro ludzi, którzy nie podzielali jej entuzjazmu, dziwnie na nią spojrzało.- Teraz tylko wystarczy, że polecimy tam i znajdziemy drugą część układanki.
Louis otworzył szerzej oczy i zabrał kartkę z numerem telefonu ze stolika.
- Żartujesz, prawda? Chcesz tak po prostu lecieć do Wielkiej Brytanii, żeby zapytać się jakiegoś chłopaka o obraz? Z całym szacunkiem, ale myślę, że lepiej będzie jednak odpuścić.
Ashley prychnęła pod nosem, kręcąc przy tym głową.
- Nie. Słuchaj, nie ciekawi cię ta cała historia związana z postaciami z obrazu? Przecież, do licha, jesteś na nim ty i twój asystent, a przynajmniej osoba łudząco podobna do niego. To dziwne, ale strasznie ciekawe. Poza tym zawsze chciałam zwiedzić Londyn, a ten chłopak mieszka tylko kilkadziesiąt kilometrów za nim. Proszę, zgódź się! Weźmiemy ze sobą Kimmy, w końcu niedługo będzie przerwa świąteczna. Będzie fajnie!
- Ta przerwa świąteczna zaczyna się dopiero za trzy tygodnie, ona nie może tak po prostu olać szkoły, a ja pracy. Poza tym ojca nie ma w domu, ktoś musi się tym wszystkim zająć.
- Tomlinson! Nie denerwuj mnie! - warknęła, marszcząc czoło i mrużąc oczy. - Dzwoń po Harry'ego. Ja zajmę się biletami - oznajmiła szczęśliwa ze swojego planu.
1 marca 1799 roku.
Swoje siedemnaste urodziny spędził samotnie. Tak, jak trzy poprzednie. Bez uśmiechu Louisa, bez jego towarzystwa... Od czterech lat czuł się tak potwornie samotny, bo przestał wierzyć, że jego przyjaciel kiedykolwiek wróci. Nie pisał, nie dawał znaku życia.
Na początku było łatwo. Harry każdego dnia chodził na ich polanę i godzinami czekał na Tomlinsona. Wierzył w to, że w końcu ujrzy jego twarz. Z kolejnymi miesiącami i latami po prostu się poddał. Stwierdził, że jego nadzieja jest złudna. Nie wiedział nawet, czy Louis żyje, we Francji mogło stać się wszystko, dlatego nie był pewien. Później też zaczął wątpić w ich przyjaźń. Przecież na dobrą sprawę, kiedy Louis odszedł, był jeszcze dzieckiem. Miał trzynaście lat, nie myślał racjonalnie. Natomiast jako siedemnastolatek starał się postrzegać świat w inny sposób - w sposób, który wcale mu nie odpowiadał. Wypierał się nawet uczuć, które jasno dawały mu do zrozumienia, że Louis był dla niego kimś więcej, niż zwykłym przyjacielem. Przez te wszystkie lata zdążył zająć się innymi sprawami. Doskonale nauczył się fechtunku, jazdy konnej, gry na fortepianie, a także brał lekcje polityki, na które jego ojciec naciskał najbardziej. Zbliżył się również do Elizabeth. Stwierdził, że doskonale nadaje się na jego małżonkę i nic nie stoi na przeszkodzie, aby ją poślubić. Jego rodzice byli dumni. Kiedy przestał zadawać się z Louisem, zmienił się. Nie tylko z wyglądu, przede wszystkim z charakteru. Nie był już tym radosnym, pełnym energii dzieckiem.
- Harry? - usłyszał delikatny, dźwięczny głos swojej narzeczonej. - Wszyscy już są na dole, twój ojciec się niecierpliwi - szepnęła, szerzej uchylając skrzypiące drzwi.
- Zaraz zejdę - odpowiedział krótko, starając się opanować swój drżący głos.
Dziewczyna nie odpowiedziała już nic. Posłusznie zamknęła ciężkie, drewniane drzwi i udała się z powrotem do sali, w której znajdowała się rodzina jej oraz Harry'ego.
Chłopak nie odwrócił się ani razu, bo czuł, jak łzy spływają po jego bladych policzkach. Przejechał opuszkami palców po zimnej szybie, o którą uderzały krople wiosennego deszczu. Mętnie wpatrywał się na szary, ponury widok, który był bardzo bliski temu, co w tamtym momencie czuł.
Mimo że myślał, że wcale nie potrzebuje Louisa, że jest mu on obojętny, serce mówiło inaczej, a jego nie można oszukać.
- Zaraz zejdę - odpowiedział krótko, starając się opanować swój drżący głos.
Dziewczyna nie odpowiedziała już nic. Posłusznie zamknęła ciężkie, drewniane drzwi i udała się z powrotem do sali, w której znajdowała się rodzina jej oraz Harry'ego.
Chłopak nie odwrócił się ani razu, bo czuł, jak łzy spływają po jego bladych policzkach. Przejechał opuszkami palców po zimnej szybie, o którą uderzały krople wiosennego deszczu. Mętnie wpatrywał się na szary, ponury widok, który był bardzo bliski temu, co w tamtym momencie czuł.
Mimo że myślał, że wcale nie potrzebuje Louisa, że jest mu on obojętny, serce mówiło inaczej, a jego nie można oszukać.
Zanim nasze wspomnienia zostaną zapomniane,
Daj mi wehikuł czasu*
Daj mi wehikuł czasu*
~***~
* fragmenty z piosenki SNSD - TIME MACHINE (piosenka podana przed rozdziałem).
Ten rozdział jest chyba dłuższy od poprzedniego : 3 Choc treścią na pewno gorszy. Pisałam na lekcjach, w dodatku Daria cały czas zabierała mi zeszyt i dopisywała sprośne teksty. Hahah, wszystko jej się kojarzy! Ale nie ważne. XD
Pojawił się Harold : d no i teraz będzie regularnie, Louis z resztą też
Od razu chciałabym was zaprosic na nowego bloga z BROMANCE! dwoma dla ścisłości :3 Ale nie, nie mój blog, mojej przyjaciółki Izy.
W sumie jeszcze nic nie ma, ale z tego co wiem Iza już ma napisany prolog i doda bardzo szybko : 3 Co do fabuły... JEST FANTASTYCZNA! WIEM, CZYTAŁAM CAŁY PLAN :D Haha, pisała go na każdej lekcji dzisiaj, na których z nią siedziałam. Mogę wam zdradzic że tak jak u mnie są drugie wcielenia, demony i chyba duchy : 3 Głównym parringiem jest ZIAM a drugim LARRY :3 A historia Ziama po prostu chwyta za serce, naprawdę. Zaglądajcie na jej blog bo za niedługo pojawi się tam prolog!
No i zapraszam was jeszcze na DIRECTION-YAOI mój i Izy blog, o którym sobie całkowicie zapomniałyśmy XD Ale teraz moja kolej na dodanie rozdziału *,* Myślę, że szybko napiszę i dodam. LARRY! I Harry jako ANIOŁEK, Louis jako CZŁOWIEK a Zayn jako UPADŁY ANIOŁ :D Może wam się spodoba, ale mimo wszystko zapraszam <3
Nie wiem co pisać, mowę mi odebrało... to jest genialne, czekam na nowy rozdział, a na blogi oczywiście wejdę.
OdpowiedzUsuńTaaaaaaaaaaaaaaak, rozdział długi.
OdpowiedzUsuńJeszcze dobrze nie ogarniam otoczenia, więc nie napiszę długiego komentarza, za co przepraszam.
Co ja wygyly pamiętam z tego rozdziału... Pożegnanie, biblioteka, notes z numerami, Zayn, wyjazd. WOW, jednak już pamiętam! Rządzę ;D
Boże, szkoda, że nie mam humoru, bo pewno spodobałby mi się bardziej ten rozdział i napisałabym więcej.
Ale wiem, że wszystko, co twoje, jest świetne.
Ej, jak ty bierzesz czas na te blogi i szablony?! Emm, to może nasz blog jest zbędny, możemy go usunąć, jak chcesz.
Jak przeczytałam koniec tej notki z Harrym,który jest smutny po pożegnaniu i stara się zapomnieć, mi tez nagle zrobiło się smutno. I wtedy mój umysł przypomniał sobie o tym, że mam doła i znów zaczyna się odzywać ten mój zjebany pogląd na świat xD
Lecę, nie dam rady więcej z siebie wykrzesać, przepraszam. Ale jestem zbyt zmęczona.
~MUUUUU!
P.S. Kurna, miałam coś jeszcze napisać, ale nie pamiętam, co.
Hmmm.
A! Już wiem xD
Kooooooooooooocham cię:**
Taki tam zgon na miejscu *_* Kobieto, co Ty ze mną robisz ;D Każde Twoje słowo, każde zdanie wpływa na moją psychikę lepiej, aniżeli niejedna książka, którą miałam przyjemność przeczytać w przeciągu ubiegłych szesnastu lat... A wspomnę, iż bardzo lubię czytać :)
OdpowiedzUsuńNie mam żadnych problemów z wyobrażeniem sobie scen, które tutaj przedstawiasz. Opisujesz je w bardzo przystępny sposób, a po ułożonych przez Ciebie zdaniach widać, że masz bardzo bogate słownictwo, co w dzisiejszych czasach można nazwać PEREŁKĄ, gdyż miejski slang zawładnął naszym słownictwem.
Jest to jeden z niewielu blogów o Larry'm, który pokochałam po ogarnięciu wzrokiem pierwszego zdania prologu. Pisałam Ci już, że Cię kocham, ale i tym razem się powtórzę: KOOOCHAAAM CIĘĘ! XD WYJDZIESZ ZA MNIE? ;D
Swoją drogą jestem bardzo ciekawa reakcji Harolda w momencie, gdy ujrzy obraz. Po prostu wszystko we mnie buzuje, bo najchętniej przeczytałabym wszystko za pierwszym razem... Zastanawiałaś się nad wydaniem książki? :3 Byłabym pierwszą osobą, która by ją zakupiła, możesz na to liczyć!
Sranie w banie, durne gadanie, wiesz, że czekam na kontynuację, ubóstwiam Cię, Szkrabie... no, pewnie reszta przypomni mi się jak już opublikuję ten komentarz, więc w ostateczności dopiszę to pod kolejnym rozdziałem :D
pozdrawiam, @PezzHoralik . x ♥
Nie wiem jak mam to określić, ale uwielbiamuwielbiamuwielbiam twoje opowiadania! Szczególnie to! Jestem straasznie ciekawa, jak to wszystko się dalej rozwinie :) Mimo, że informujesz o nowych rozdziałach, codziennie sprawdzam czy na blogu przypadkiem nie pojawiła się nowa notka o.O Powoli zaczyna mi odbijać, haha XD Czekam na kolejny rozdział <3
OdpowiedzUsuńkocham Cię po prostu! to jest cudowne <3
OdpowiedzUsuńJejku, świetne. Odebrało mi mowę. Dlaczego ty masz taaaki talent? Zazdroszczę Ci strasznie talentu i Izy, ponieważ ona też ma ganiane pomysły:D Ale w sumie ja mam moją Anię, więc...:P
OdpowiedzUsuńRozpoczęcie - piękne, wspaniałe, dramatyczne, smutne, daje do myślenia. Rozwinięcie - świetneee:3 i zakończenie takie samo, jak rozpoczęcie.
Życzę dużo weny, bo nie mam co napisać i papa;)
Każdy kolejny Twój rozdział jest wspanialszy niż poprzedni. To jest wręcz niemożliwe! Jak można pisać tak wspaniale i jeszcze coraz lepiej? TY jesteś niemożliwa! :D
OdpowiedzUsuńPierwszy fragment - ubóstwiam! Radość życia, przyjaźni i beztroskości przedstawiona początkowo idealnie. Później dopiero wkradł się ten smutek... Szkoda, że Lou go zostawił. Tu odnosząc się do fragmentu, w którym Curly ma siedemnaście lat. Zapamiętał wieloletnią przyjaźń a jej brak był dla niego destrukcyjny. Serce mi się ścisnęło, gdy się żegnali!
Ale oprócz tego - ZARĘCZYNY?! Jak?! Czemu on się zaręczył?! Przecież on nie jest hetero! Dziewczyna wydaje się być fajna i dlatego będzie mi jej strasznie szkoda, w momencie, w którym Harreh ją zostawi.
A momenty teraźniejszości? Również CUDO! "Znali się znacznie dłużej, ponad dwieście lat z długą przerwą, kiedy ich dusze, mimo że były oddalone od siebie, pragnęły się spotkać. " - UWIELBIAM TEN FRAGMENT!
Widać, że Lou nie jest Harry'emu obojętny. Szkoda, że jak na razie Harry Louiemu tak! Powinni się do siebie zbliżyć i razem odkryć dziwny sekret, Lou nie powinien ukrywać przed Harrym szczegółów obrazu, Harry by zrozumiał!
Przed nimi perspektywa podróży! (jaram się) Pora rozwiązać zagadkę, drogi Larry!
To opowiadanie mnie bardzo zaciekawiło, ta fabuła z czasem. Może być naprawdę super ;D
OdpowiedzUsuńPrzepraszam Cię bardzo za taki krótki, chyba najkrótszy komentarz w moim życiu, ale dzisiaj do niczego nie mam siły i nie myślę. Obiecuję, że następnym razem zostawię coś dłuższego :)
shouldletyougo.blogspot.com
no-cases.blogspot.com
Kyaa! ><
OdpowiedzUsuńGenialne - tylko to mi przychodzi na myśl, uch x D.
Uch, to nie fair, że nie umiem rozpisywać się jak inni! >< Buu, no ale dobra x D. Truudno, musisz to przeboleć x D. A wracając... genialne. * o *